Obserwatorzy

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 59 "(...)żadne z nich się nie zmieniło(...)"

Ku zdziwieniu Zayna, jego samochód dotarł  w całości do domu. Chociaż jego pasażerowie byli nieco poszkodowani, bo Niall musiał trzymać między nogami swoją walizkę, Megan bagaż swojego chłopaka, gdyż akurat te dwa nie zmieściły się w bagażniku. Mary i Danielle miały obolałe karki, ponieważ siedziały na kolanach Harry'ego i Liama, więc musiały pochylić głowy w dół. Wydawałoby się, że Louis jest w najlepszej sytuacji, bo jego walizka znajdowała się w bagażniku i nie było na nim żadnej z dziewczyn. On sam jednak uważał inaczej. Siedział na samym środku, ściśnięty przez Nialla i Liama, a w dodatku oberwał łokciem w głowę od Danielle.
-Jasny gwint, co jest?!- wrzasnął, a miejsce, w które został uderzony, zaczęło pulsować z bólu.
-I'm so sorry.- powiedziała kręcono-włosa, wyszczerzając w uśmiechu szereg swoich nieskazitelnie białych zębów.
W końcu dojechali na miejsce. Cała grupa jakimś cudem wydostała się z samochodu. Louis pognał od razu do domu. Wpadł do kuchni, przy okazji strasząc Marthę, która wypuściła z ręki miskę. Jednak to nie było w tym momencie najważniejsze. Rzuciła się na Tomlinsona, całując po całej twarzy i przytulając się do niego.
-Nareszcie wróciłeś! Tak strasznie nie mogłam się doczekać!- krzyknęła, kipiąc szczęściem i radością. Lou przyparł ją do ściany, nie przestając całować, najpierw w usta, a potem zjeżdżał coraz niżej, do szyi. Harry, który w tej chwili znalazł się w domu, stanął w progu kuchni i gapił się na nich z oczami na wierzchu.
-Co się stało?- zapytał Louis, odrywając się od swojej dziewczyny.
-Nic.- odparł Loczek, krzyżując ręce na piersi.- Tylko wyglądacie, jakbyście mieli zamiar zaraz TO tutaj zrobić.
-TO, czyli co?- zaciekawiła się Martha, unosząc w uśmiechu kąciki ust.
-No, TO, wiesz...- plątał się Harry.- Rany, wiecie, o co mi chodzi!
-Zawsze możesz zamknąć drzwi, jeśli ci to przeszkadza.- zasugerował Lou.- Zresztą, ja się nie czepiałem, kiedy lizałeś się z Mary na środku korytarza na lotnisku.
-Kurczak! Czuję kurczaka!- wszyscy usłyszeli głos Nialla. Chłopak wpadł do kuchni i od razu rzucił się w stronę piekarnika.
-Nawet się ze mną nie przywitasz?- zapytała rudowłosa z pretensją. Horan z udawaną niechęcią oderwał się od szybki i przytulił Marthę. Następnie każdy z każdym wymienił się uściskiem, a potem dziewczyny pomogły nakrywać Rudej do stołu w salonie. Piętnaście minut później wszyscy zajadali się pysznym obiadem i rozmawiali.
-Mmm... Yummy!- krzyknął Niall.- To jest genialne!
-Nie mlaskaj, świnio!- zdenerwował się Zayn. Blodnyn zmierzył go poirytowanym wzorkiem.
-Nie nazywaj mnie tak!- rozkazał stanowczo i rzucił w przyjaciela kawałkiem mięsa.
-Oj, jak ci zaraz!- wrzasnął Mulat i już zamierzał oddać mu tym samym, kiedy Megan złapała go za rękę.
-Nie zachowuj się jak małe dziecko.
-Właśnie.- poparła ją Martha.- Lepiej opowiedzcie, jak było w trasie.
Chłopaki i Danielle zaczęli się przekrzykiwać, gdyż każdy miał coś istotnego do przekazania.
-Ej, nie wszyscy naraz!- krzyczała Meg, zatykając uszy. Powstał naprawdę okropny hałas. Wszyscy natychmiast umilkli, a Liam postanowił odezwać się jako pierwszy.
-Było naprawdę zajebiście.- rzekł.- Na każdy koncert przychodziło tysiące ludzi. Jedna fanka wbiegła raz na scenę i staranowała Nialla.
-No, mówię wam!- wtrącił się Horan.- Rzuciła się na mnie jak małpa na banany. Ledwo utrzymałem się na nogach. A jak ochroniarz chciał ją odciągnąć, to się mnie trzymała i nie miała zamiaru puszczać.
-Lepiej było, kiedy oglądaliśmy horror w pokoju Liama i Nialla.- odezwał się Harry.- Ja, Louis i Zayn wracaliśmy do siebie okropnie wystraszeni, bo ten film był naprawdę przerażający. Nagle nie wiadomo skąd, na podłodze pojawiła się miotła. Nie zauważyłem jej, wdepnąłem na nią i walnąłem się stylem w głowę. Było ciemno, Zayn i Lou wpadli na mnie i wszyscy runęliśmy na ziemię. Oczywiście, zaczęliśmy wrzeszczeć i obudziliśmy cały hotel. Paul tak się wściekł, że chciał nas żywcem pożreć.
-A potem wygłosił godzinne kazanie o tym, jak powinniśmy się zachowywać w miejscach publicznych.- westchnął Tomlinson.- Ale przecież to nie nasza wina, tylko tej cholernej miotły!
Towarzystwo przy stole się roześmiało. Serca Mary, Marthy i Megan rozsadzała radość; nareszcie wrócili ich przyjaciele: sympatyczna Danielle, zabawny Louis, miły i wiecznie odpowiedzialny Liam, uroczy Harry i wesoły Zayn. I co najważniejsze, żadne z nich się nie zmieniło, pozostali nadal zwykłymi i zwariowanymi ludźmi, nie myślącymi tylko o sobie, ale także o innych. Wiecznie roześmiani i pełni humoru. To było w nich wszystkich najlepsze i niezwykłe, że pomimo swojej ogromnej sławy nie wywyższali się ponad innych i pragnęli, aby traktowano ich tak, jak każdego normalnego człowieka.
-Dobra, przyszedł czas na niespodzianki.- powiedział Louis, zacierając ręce z zadowolenia.- To co dla nas macie?
-Właśnie to zjadłeś.- odparła Martha. Chłopak się przeraził.
-Jak to?!- zapytał, spoglądając na swój brzuch.
-No, przygotowałyśmy dla was obiad powitalny. Na co jeszcze liczyliście?
-Żartowałem, mój niedźwiadku.- prychnął, unosząc w uśmiechu kąciki ust.- To my mamy dla was prezenty.
-To za chwilę.- odezwała się Megan.- Najpierw sprzątniemy ze stołu.
Po chwili w salonie zapanował już porządek. Wszyscy zasiedli na wielkiej kanapie, zaś Louis, Harry i Zayn udali się na korytarz po swoje walizki.
-No gdzie ja to schowałem?- zastanawiał się Lou i zaczął wyrzucać z niej ubrania.- O, jest!- krzyknął i wyciągnął małą paczuszkę. Następnie wręczył ją Marthcie.- Proszę, to dla ciebie.
Dziewczyna zajrzała do środka. Było tam średniej wielkości, niebieskie pudełko. Otworzyła je i jej oczom ukazała się piękna, srebrzysta i wysadzana diamentami kolia. Z wrażenia zatkała sobie dłonią usta.
-O, mój Boże.- wykrztusiła po kilku minutach.
-Co? Nie podoba ci się?- zapytał zmartwiony.
-Żartujesz? Jest piękna! Pewnie wydałeś na nią kupę pieniędzy.
-Oj, tam. To dla mnie żaden problem. Zresztą, na kogo mam wydawać pieniądze, jak nie na ciebie?
-Louis, jesteś najlepszym chłopakiem na świecie!- krzyknęła.- Dziękuję.- w ramach wdzięczności czule go pocałowała.
Następnie przyszedł czas na prezent Zayna. On nie miał trudności z odszukaniem go.
-Mam nadzieję, że ci się spodoba.- uśmiechnął się, dając upominek Megan. Prezent był owinięty ozdobnym papierem i przewiązany czerwoną kokardką. W środku znajdował się flakonik jej ulubionych, waniliowych perfum, pluszowy miś z brązową kokardą pod szyją oraz kilka par śpioszków.
-Ojej, jakie to śliczne!- krzyknęła z zachwytu Meg, unosząc do góry ubranko.- Widzisz, co twój tatuś ci kupił?- pomasowała się po brzuchu. Zayn się uśmiechnął.
-Jak ci się podobają?- zaciekawił się.
-Są fantastyczne, dziękuję!- rzekła i pocałowała go.- Jestem tylko ciekawa, dlaczego wszystkie śpioszki są chłopięce?
-Jak to, dlaczego? Przecież nasz dzidziuś będzie chłopcem!
-Och, skąd taka pewność?- odezwała się Mary. Mulat popatrzył na nią z politowaniem.
-Zayn Malik nigdy się nie myli, zapamiętaj to sobie: NIGDY!
Oboje zaczęli się przekomarzać o to, czy dziecko będzie płci męskiej, czy też żeńskiej. Tą jakże ciekawą konwersację przerwał Harry, dla którego temat ciąży był niezbyt przyjemny. Czuł, że jest nielojalny wobec swojej dziewczyny i wiedział, że musi jej jak najszybciej o wszystkim powiedzieć, lecz się bał. Przecież nie chciał jej skrzywdzić i zrobić przykrości, a najbardziej nie chciał jej stracić.
-Dobra, przestańcie się kłócić.- rzekł.- Przyszedł czas na mój prezent.- począł grzebać w swojej torbie, której nie miał jeszcze przed wyjazdem. Mruczał przy tym coś w stylu: "No, gdzie ty mi się schowałeś?".
Po kilku minutach wyjął stamtąd malutkiego, perskiego kotka. Był czarny, oprócz białych zakończeń łapek i białego ogonka. Mary zapiszczała na jego widok. Zwierzak słodko spał, ale w tej chwili uniósł powieki, ukazując swoje zielone oczka.
-Jejku, jaki śliczny!- dziewczyna wzięła go od razu na ręce i obdarowywała pieszczotami, na co odpowiadał cichym mruczeniem,
-Żeby nie było niespodzianek, ma na imię Louis.- uprzedził Lou. Malik rzucił w niego poduszką.
-Miał być Zayn!- oburzył się.
-No, chyba ci się coś przyśniło!
-No, chyba raczej tobie! Niby dlaczego ten piękny kotek ma cierpieć do końca życia z powodu takiego okropnego imienia: Louis?
-O, ty kmiocie!- wrzasnął Tomlinson.- Moje imię ohydne?! Nie waż się tak mówić! A Louis Armstrong?* A Louis Malle?** Same sławne osobistości, a ty jesteś jedynym Zaynem na świecie!
-No widzisz?- roześmiał się Mulat.- Jestem niezwykły, więc ten oto kot powinien nazywać się tak, jak ja.
-A może "Larry"?- zasugerowała Danielle.- Według mnie ta nazwa pasuje do kota. Jak myślisz, Mary?
-Myślę, że trafiłaś w dziesiątkę.- przyznała blondynka, głaszcząc zwierzaka po główce. Zayn westchnął.
-Może to i dobrze?- zastanowił się.- Nadal mogę być jedyny i niezwykły. Ej, to mi się podoba!- krzyknął zadowolony, co wszyscy skwitowali wybuchem śmiechu.

***

Mary siedziała na łóżku. Na jej kolanach smacznie spał Larry, z którym nie rozstawała się do końca dnia. Była nim tak zachwycona, że postanowiła go narysować. Posiadała talent rysowniczy, więc dosyć dobrze jej to wychodziło. Była właśnie w trakcie szkicowania główki, kiedy do pokoju wszedł Harry.
-Co robisz, kochanie?- zapytał, kładąc się obok dziewczyny.
-Rysuję Larry'ego.- wyjaśniła.
-O kurde, czemu nigdy nie mówiłaś, że masz taki talent? Wygląda jak żywy!
-E tam, takie sobie bazgroły.- mruknęła pod nosem, nie odrywając się od pracy.
-Żadne bazgroły! To jest dzieło sztuki!- skarcił ją.- Mogę sobie to gdzieś powiesić, jak skończysz? Proszę.- zrobił błagalną minę. Mary spojrzała na niego z politowaniem.
-Jeśli chcesz.- odparła. Po kilku minutach obrazek był gotowy. Harry chwycił go łapczywie i podziwiał dumnym wzrokiem.
-Jutro zawiozę go do oprawienia.- postanowił i starannie włożył go do szuflady od biurka. W tej chwili drzwi do ich pokoju otworzyły się z hukiem i stanął w nich Zayn. Na jego widok Mary i Harry wybuchnęli głośnym i niepohamowanym śmiechem. Chłopak miał na głowie jedną z par śpioszków, które kupił w prezencie dla Megan.
-Chciałem wam życzyć dobrej nocy.- wyszczerzył się.
-Dobra, idź już, nie rób wiochy.- rozkazał Loczek, wypychając przyjaciela na zewnątrz. Mulat zdążył tylko szepnąć mu na ucho:
-Masz jej to natychmiast powiedzieć.
-Zamknij się i mnie nie denerwuj!- warknął i trzasnął drzwiami. Następnie położył się na łóżku obok Mary.
-Co się stało?- zapytała, spoglądając na niego przeszywającym wzrokiem.- Dlaczego jesteś taki zdenerwowany?
-E tam, nie ważne.- mruknął ledwie dosłyszalnym głosem i zamyślił się głęboko. Sumienie nie dawało mu spokoju, coś w środku go kuło. Jeszcze ten wkurzający Zayn... Przyłoży mu przy najbliższej okazji, bo jego zachowanie stawało się nie do zniesienia. Za każdym razem musiał mu przypominać o tym, że skrywa przed Black tajemnicę.
-Mary, muszę ci coś powiedzieć.- odezwał się po chwili.
-Co takiego?
-No bo ja... ja... ja bardzo cię kocham.- zakończył zrezygnowany. Dziewczyna wtuliła się w jego nagi tors tak, że jego podbródek spoczywał na jej głowie.
-Ja też bardzo cię kocham.- wyznała i zamknęła oczy, aby odpłynąć do krainy snów. Harry zaś długo jeszcze nie mógł zasnąć. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, ale szybko ją otarł.
-Nigdy cię nie skrzywdzę... nigdy...- szeptał, głaszcząc Mary po włosach.- Przysięgam, że cię nie zostawię i już zawsze będziemy razem.

*Louis Armstrong- amerykański trębacz i wokalista jazzowy.
** Louis Malle- francuski reżyser filmowy
________________________________

Ojej, ale długo musieliście czekać na ten okropny rozdział! Przepraszam, że trwało to tak długo, ale niestety byłam chora i nie mogłam napisać. Praktycznie całe święta przeleżałam w łóżku. Nie widziałam się z kuzynami ze Śląska, mam tylko nadzieję, że jeszcze w tym roku ich zobaczę :(
Następny rozdział postaram się dodać w niedzielę za tydzień ;)