Obserwatorzy

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 84: "(...)życie jest krótkie. Zdecydowanie za krótkie na to, żeby przeżyć coś niesamowitego i żeby naprawić błędy, które się popełniło.

MUZYKA

Nadszedł 24 października, dzień niezwykle pogodny i słoneczny. Można stwierdzić, że pogoda spłatała psikusa naszym bohaterom, ponieważ to właśnie dzisiaj miał się odbyć pogrzeb Emily. Powinno raczej mocno wiać i grzmieć, aby sprostać nastrojom uczestników tej smutnej uroczystości. Trumna z ciałem zmarłej stała na podwyższeniu przed ołtarzem kościoła św. Pawła. Nie było jej nawet zbyt dobrze widać, ponieważ prawie w całości przykrywały ją wieńce pogrzebowe. Od większości ławek wiało pustką, gdyż na pogrzeb nie przyszło zbyt wiele osób; jedynie niektórzy pracownicy "Janet Jackson Fashion House", pani Cox i Gemma oraz mieszkańcy domu One Direction wraz z małym Harrym, który cichutko popłakiwał w swoim wózku. Zupełnie jakby czuł, że to jego mamę dzisiaj pochowają.
W Kościele panowała pełna napięcia cisza, niekiedy przerywana szmerem rozmów. Nagle wszyscy obecni usłyszeli stukot obcasów. Niall siedzący po prawej stronie w środkowej ławce, odwrócił głowę do tyłu i jego oczom ukazały się dwie osoby zmierzające do ołtarza. Po chwili rozpoznał w nich Bridget i jej ciocię. Pani Jackson miała na głowie czarny kapelusz z opadającą na twarz koronkową woalką w tym samym kolorze. Była ubrana w czarną spódnicę za kolano, czarną bluzkę zapinaną na guziki i szarą marynarkę. Bridget zaś założyła czarne rurki i płaszcz. Jej nos przyozdabiały ciemnie okulary. Ponadto niosła ze sobą bukiet czerwonych róż. Niall zaciągnął się zapachem waniliowych perfum, których woń sączyła się za przybyłymi. Obie panie zasiadły w pierwszej ławce po lewej stronie. Chłopak ze swojego miejsca mógł doskonale je obserwować. Bridget patrzyła prosto przed siebie, na trumnę, w której leżała jej ukochana siostra. Po chwili zdjęła okulary; jej oczy były podpuchnięte od płaczu. Niall miał ochotę podbiec tam i mocno ją przytulić, by tylko zapobiec jej cierpieniu. Wiedział, że zaraz sam się rozpłacze.
-Co się dzieje?- Irlandczyk usłyszał szept siedzącej obok Marthy.
-Nic - westchnął i przetarł powieki wierzchem dłoni.- Uświadomiłem sobie właśnie, że życie jest krótkie. Zdecydowanie za krótkie na to, żeby przeżyć coś niesamowitego i żeby naprawić błędy, które się popełniło. Emily nie zdążyła...
-Szkoda, że potrzeba pogrzebu, aby to sobie uświadomić- powiedziała Martha i zacisnęła mocno rękę przyjaciela, by dodać mu i sobie odrobinę otuchy.
Kilka minut później rozpoczęła się msza. Jednak chyba nikt nie słuchał słów księdza, każdy zajmował się swoimi myślami. Nagle wszyscy zamilkli i odwrócili głowy w stronę drzwi wyjściowych, ponieważ powstał tam jakiś hałas. Do ołtarza zmierzały kolejne dwie osoby, kobieta i mężczyzna, ubrani w żałobne stroje i niosący ze sobą wieniec. Podeszli do trumny, położyli go na wolnym miejscu i udali się do ławki. Bridget niemal krzyknęła z przerażenia.
-Ciociu, powiedz mi, że to nieprawda- wyszeptała.
-Amelia i James we własnej osobie.
Dziewczyna spojrzała do tyłu. Siedzieli tam, wielce dumni, wyprostowani jak deski. Najchętniej ruszyłaby w ich kierunku i napluła prosto w twarze. Musi się zemścić, to jej obowiązek względem siostry. Tylko wtedy naprawdę ją pomści.
Nim się obejrzała, msza dobiegła końca. Czterech mężczyzn uniosło trumnę i wolnym, równym krokiem zmierzali ku wyjściu. Zaraz za grabarzami szedł kapłan, a za nim wszyscy uczestnicy pogrzebu. Bridget słaniała się na nogach, nie miała siły iść. Nie, nie może się poddać! Musi ostatni raz pożegnać siostrę, po prostu musi to zrobić!
W końcu wszyscy dotarli na cmentarz. Trumna została postawiona na ziemi, ksiądz dokonał ostatnich obrzędów, a następnie umożliwił rodzinie pożegnanie się ze zmarłą. Bridget uklękła na twardym betonie i położyła głowę na wieku trumny.
-Pamiętasz nasze pożegnanie, zanim wyjechałaś do Londynu?- zapytała, a po policzkach zaczęły spływać jej łzy.- Pamiętasz, jak mi powiedziałaś o swojej ciąży? Pamiętasz, jak powiedziałaś o niej rodzicom, i jak się wściekli? Pamiętasz, jak pojechałyśmy na koncert? Pamiętasz, jak cieszyłam się z biletów? I to, jak uratowałaś mi życie? Pamiętasz? Bo ja tak, i nigdy nie zapomnę. Kocham cię, Emily. Być może wkrótce się zobaczymy.
Bridget z trudem wstała. Niemalże nic nie widziała na oczy. Wyglądała tak przygnębiająco i żałośnie. Megan również się rozpłakała. Podeszła do brunetki i chociaż nie przypuszczała, że kiedykolwiek to uczyni, przytuliła ją. Obie zalewały się łzami.
-Przepraszam- wyznała Meg.- Przepraszam.
Mały Harry również wybuchnął płaczem. Mary starała się go uspokoić. Kilka minut później grabarze zaczęli spuszczać trumnę do grobu. Niekochana niemalże przez nikogo dziewczyna, wycierpiawszy tyle złego, wreszcie zaznała spokoju. Znalazła swoje miejsce pod gruzami brudnej, przesiąkniętej wodą ziemi. Niedługo jej grób przysypie śnieg, potem deszcz i liście. Niedługo mało kto będzie pamiętał, że żyła tu kiedyś Emily Gilbert, niepozorna osoba, która umarła, pozostawiając po sobie któregoś z kolei na tym świecie człowieka. Przekazała swoje życie komuś innemu; komuś, kto bardziej go potrzebował. Spoczęła tam, gdzie ląduje każdy człowiek po śmierci, stający się zwykłym przedmiotem, którego można przysypać ziemią dla świętego spokoju. Odeszła na zawsze... Lecz pozostanie w sercach tych, którzy naprawdę ją kochali, pomimo jej wielu wad i charakteru, jakim się odznaczała. Przecież żaden człowiek nie jest idealny.

"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"

_______________________________________________

Nie wiem, co Wam powiedzieć. Jeszcze raz dzięki za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Wydaje mi się, że wszystko powiedziałam w ostatnim poście. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach. Chciałabym przeprosić tych, których zawiodłam, a najbardziej Sophie. Gabrysiu, przepraszam, że byłam taka wredna. Przebacz... ;(
Emily zmarła. Zmarła po porodzie. Małym Harrym od tej pory zajmują się Mary i Harry. W międzyczasie zdarzyło się wiele. Napisałam 91 rozdziałów tego opowiadania. Zapytacie, co jeszcze się tu wydarzyło? Danielle i Liam mieli wypadek, Danielle cudem odzyskała władzę w nogach, Martha została porwana przez Eleanor i jej chłopaka, Eleanor zginęła, Niall zakochał się w Bridget, Bridget poszła do szkoły, zamierzałam zrobić tak, żeby zachorowała na białaczkę, ale niestety już mi się to nie udało.
Jakie Wasze wrażenie po Best Song Ever? :) Mój brat, siostra i ja strasznie to przeżywamy :) Słuchamy piosenki i oglądamy teledysk po kilkadziesiąt razy dziennie. Ciągle mam w uszach: "Leeroy!" Marcela xD Najfajniejszy teledysk pod słońcem :)
Przyszedł czas pożegnania :) Dzięki jeszcze raz za wszystko. Bloga nie usunę, a nóż widelec jeszcze kiedyś tu zaglądnę :)

poniedziałek, 22 lipca 2013

Urodziny bloga.

 Cześć :) To ja, Marry ;) Wiem, wiem, jesteście na mnie wściekli, kochani czytelnicy i ja sama jestem zła. Niestety, tak wyszło, że po prostu opuściłam bloga. Przykra wiadomość jest taka, że raczej już tu nie powrócę. Szczerze mówiąc, doszłam do wniosku, że ta pisanina to głupota. Opowiadanie, które stworzyłam było czymś najgorszym, co stworzyłam w życiu. Mimo wszystko cieszę się, że uzyskałam sympatię wielu ludzi, znalazłam mnóstwo pokrewnych dusz, z czego jestem zadowolona. Zakładając tego bloga, nie spodziewałam się, że zajdę aż tak daleko. 61 obserwatorów, ogrom komentarzy i wejść. Dziękuję Wam za to :) Nie wiem, czy wiecie, ale dokładnie rok temu założyłam tego bloga. Wtedy obiecywałam sobie, że napiszę tu całe opowiadanie, które zamierzałam stworzyć. Zaczynałam wtedy moją przygodę z One Direction, byłam takim jakby żółtodziobem, dopiero poznawałam chłopaków. 2 lipca minął rok odkąd jestem Directioner i duma mnie rozsadza, że kocham ich tak długo, pomimo szyderstw ze strony znajomych i innych przeszkód. Nadal znam na pamięć wszystkie piosenki i zapewne jeszcze długo ich nie zapomnę. Jeszcze raz wszystkim dziękuję za wsparcie i za to, co dla mnie zrobiliście. Nie będę tu wymieniać szczególnych osób, każdy kto przeczytał choćby jeden rozdział, został obserwatorem, odwiedził bloga bądź pozostawił komentarz z pochlebną lub krytyczną opinią, jest dla mnie ważny. Ten blog był dla mnie bardzo ważny. Wkładałam w niego wiele pracy i opłaciło się :) Udoskonaliłam swoją umiejętność pisania i poznałam wspaniałych ludzi, których z pewnością jeszcze długo nie zapomnę. Jak zawsze, zdarzały się chwile zwątpienia i smutku, ale szybko przechodziły. Niedawno sprzątałam swój pokój i znalazłam wszystkie zeszyty z tym dennym opowiadaniem. Przeglądnęłam je i chwilami odczuwałam złość na samą siebie, że mogłam coś podobnego napisać. Początkowe rozdziały niezbyt mi się podobały. Dlatego zapakowałam wszystkie kajety do worka i wyniosłam je do pudła ze szkolnymi książkami. Powiedziałam sobie: "Koniec z pisaniem bloga, ten rozdział jest zamknięty". Teraz zaczęłam pisać coś nowego, niezwiązanego zupełnie z zespołem. Zamierzam to kiedyś skończyć i wydać :) Pewnie, że to głupota, bo nikt nie zechce mojej książki, ale pomarzyć sobie można, prawda? :) Wpadł mi do głowy pomysł, że jeśli jeszcze ktoś tu zagląda, to mogę zamieścić dla niego kiedyś jeden z końcowych rozdziałów tego opowiadania. Wyraźcie tylko zgodę. Rozdział, o którym myślę, jest bardzo ważny dla opowiadania i myślę, że powinien się Wam spodobać :) Jeszcze raz dziękuję za wszystko, trzymajcie się!

Marry Styles :)