Obserwatorzy

czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział 84: "(...)życie jest krótkie. Zdecydowanie za krótkie na to, żeby przeżyć coś niesamowitego i żeby naprawić błędy, które się popełniło.

MUZYKA

Nadszedł 24 października, dzień niezwykle pogodny i słoneczny. Można stwierdzić, że pogoda spłatała psikusa naszym bohaterom, ponieważ to właśnie dzisiaj miał się odbyć pogrzeb Emily. Powinno raczej mocno wiać i grzmieć, aby sprostać nastrojom uczestników tej smutnej uroczystości. Trumna z ciałem zmarłej stała na podwyższeniu przed ołtarzem kościoła św. Pawła. Nie było jej nawet zbyt dobrze widać, ponieważ prawie w całości przykrywały ją wieńce pogrzebowe. Od większości ławek wiało pustką, gdyż na pogrzeb nie przyszło zbyt wiele osób; jedynie niektórzy pracownicy "Janet Jackson Fashion House", pani Cox i Gemma oraz mieszkańcy domu One Direction wraz z małym Harrym, który cichutko popłakiwał w swoim wózku. Zupełnie jakby czuł, że to jego mamę dzisiaj pochowają.
W Kościele panowała pełna napięcia cisza, niekiedy przerywana szmerem rozmów. Nagle wszyscy obecni usłyszeli stukot obcasów. Niall siedzący po prawej stronie w środkowej ławce, odwrócił głowę do tyłu i jego oczom ukazały się dwie osoby zmierzające do ołtarza. Po chwili rozpoznał w nich Bridget i jej ciocię. Pani Jackson miała na głowie czarny kapelusz z opadającą na twarz koronkową woalką w tym samym kolorze. Była ubrana w czarną spódnicę za kolano, czarną bluzkę zapinaną na guziki i szarą marynarkę. Bridget zaś założyła czarne rurki i płaszcz. Jej nos przyozdabiały ciemnie okulary. Ponadto niosła ze sobą bukiet czerwonych róż. Niall zaciągnął się zapachem waniliowych perfum, których woń sączyła się za przybyłymi. Obie panie zasiadły w pierwszej ławce po lewej stronie. Chłopak ze swojego miejsca mógł doskonale je obserwować. Bridget patrzyła prosto przed siebie, na trumnę, w której leżała jej ukochana siostra. Po chwili zdjęła okulary; jej oczy były podpuchnięte od płaczu. Niall miał ochotę podbiec tam i mocno ją przytulić, by tylko zapobiec jej cierpieniu. Wiedział, że zaraz sam się rozpłacze.
-Co się dzieje?- Irlandczyk usłyszał szept siedzącej obok Marthy.
-Nic - westchnął i przetarł powieki wierzchem dłoni.- Uświadomiłem sobie właśnie, że życie jest krótkie. Zdecydowanie za krótkie na to, żeby przeżyć coś niesamowitego i żeby naprawić błędy, które się popełniło. Emily nie zdążyła...
-Szkoda, że potrzeba pogrzebu, aby to sobie uświadomić- powiedziała Martha i zacisnęła mocno rękę przyjaciela, by dodać mu i sobie odrobinę otuchy.
Kilka minut później rozpoczęła się msza. Jednak chyba nikt nie słuchał słów księdza, każdy zajmował się swoimi myślami. Nagle wszyscy zamilkli i odwrócili głowy w stronę drzwi wyjściowych, ponieważ powstał tam jakiś hałas. Do ołtarza zmierzały kolejne dwie osoby, kobieta i mężczyzna, ubrani w żałobne stroje i niosący ze sobą wieniec. Podeszli do trumny, położyli go na wolnym miejscu i udali się do ławki. Bridget niemal krzyknęła z przerażenia.
-Ciociu, powiedz mi, że to nieprawda- wyszeptała.
-Amelia i James we własnej osobie.
Dziewczyna spojrzała do tyłu. Siedzieli tam, wielce dumni, wyprostowani jak deski. Najchętniej ruszyłaby w ich kierunku i napluła prosto w twarze. Musi się zemścić, to jej obowiązek względem siostry. Tylko wtedy naprawdę ją pomści.
Nim się obejrzała, msza dobiegła końca. Czterech mężczyzn uniosło trumnę i wolnym, równym krokiem zmierzali ku wyjściu. Zaraz za grabarzami szedł kapłan, a za nim wszyscy uczestnicy pogrzebu. Bridget słaniała się na nogach, nie miała siły iść. Nie, nie może się poddać! Musi ostatni raz pożegnać siostrę, po prostu musi to zrobić!
W końcu wszyscy dotarli na cmentarz. Trumna została postawiona na ziemi, ksiądz dokonał ostatnich obrzędów, a następnie umożliwił rodzinie pożegnanie się ze zmarłą. Bridget uklękła na twardym betonie i położyła głowę na wieku trumny.
-Pamiętasz nasze pożegnanie, zanim wyjechałaś do Londynu?- zapytała, a po policzkach zaczęły spływać jej łzy.- Pamiętasz, jak mi powiedziałaś o swojej ciąży? Pamiętasz, jak powiedziałaś o niej rodzicom, i jak się wściekli? Pamiętasz, jak pojechałyśmy na koncert? Pamiętasz, jak cieszyłam się z biletów? I to, jak uratowałaś mi życie? Pamiętasz? Bo ja tak, i nigdy nie zapomnę. Kocham cię, Emily. Być może wkrótce się zobaczymy.
Bridget z trudem wstała. Niemalże nic nie widziała na oczy. Wyglądała tak przygnębiająco i żałośnie. Megan również się rozpłakała. Podeszła do brunetki i chociaż nie przypuszczała, że kiedykolwiek to uczyni, przytuliła ją. Obie zalewały się łzami.
-Przepraszam- wyznała Meg.- Przepraszam.
Mały Harry również wybuchnął płaczem. Mary starała się go uspokoić. Kilka minut później grabarze zaczęli spuszczać trumnę do grobu. Niekochana niemalże przez nikogo dziewczyna, wycierpiawszy tyle złego, wreszcie zaznała spokoju. Znalazła swoje miejsce pod gruzami brudnej, przesiąkniętej wodą ziemi. Niedługo jej grób przysypie śnieg, potem deszcz i liście. Niedługo mało kto będzie pamiętał, że żyła tu kiedyś Emily Gilbert, niepozorna osoba, która umarła, pozostawiając po sobie któregoś z kolei na tym świecie człowieka. Przekazała swoje życie komuś innemu; komuś, kto bardziej go potrzebował. Spoczęła tam, gdzie ląduje każdy człowiek po śmierci, stający się zwykłym przedmiotem, którego można przysypać ziemią dla świętego spokoju. Odeszła na zawsze... Lecz pozostanie w sercach tych, którzy naprawdę ją kochali, pomimo jej wielu wad i charakteru, jakim się odznaczała. Przecież żaden człowiek nie jest idealny.

"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"

_______________________________________________

Nie wiem, co Wam powiedzieć. Jeszcze raz dzięki za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Wydaje mi się, że wszystko powiedziałam w ostatnim poście. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach. Chciałabym przeprosić tych, których zawiodłam, a najbardziej Sophie. Gabrysiu, przepraszam, że byłam taka wredna. Przebacz... ;(
Emily zmarła. Zmarła po porodzie. Małym Harrym od tej pory zajmują się Mary i Harry. W międzyczasie zdarzyło się wiele. Napisałam 91 rozdziałów tego opowiadania. Zapytacie, co jeszcze się tu wydarzyło? Danielle i Liam mieli wypadek, Danielle cudem odzyskała władzę w nogach, Martha została porwana przez Eleanor i jej chłopaka, Eleanor zginęła, Niall zakochał się w Bridget, Bridget poszła do szkoły, zamierzałam zrobić tak, żeby zachorowała na białaczkę, ale niestety już mi się to nie udało.
Jakie Wasze wrażenie po Best Song Ever? :) Mój brat, siostra i ja strasznie to przeżywamy :) Słuchamy piosenki i oglądamy teledysk po kilkadziesiąt razy dziennie. Ciągle mam w uszach: "Leeroy!" Marcela xD Najfajniejszy teledysk pod słońcem :)
Przyszedł czas pożegnania :) Dzięki jeszcze raz za wszystko. Bloga nie usunę, a nóż widelec jeszcze kiedyś tu zaglądnę :)

poniedziałek, 22 lipca 2013

Urodziny bloga.

 Cześć :) To ja, Marry ;) Wiem, wiem, jesteście na mnie wściekli, kochani czytelnicy i ja sama jestem zła. Niestety, tak wyszło, że po prostu opuściłam bloga. Przykra wiadomość jest taka, że raczej już tu nie powrócę. Szczerze mówiąc, doszłam do wniosku, że ta pisanina to głupota. Opowiadanie, które stworzyłam było czymś najgorszym, co stworzyłam w życiu. Mimo wszystko cieszę się, że uzyskałam sympatię wielu ludzi, znalazłam mnóstwo pokrewnych dusz, z czego jestem zadowolona. Zakładając tego bloga, nie spodziewałam się, że zajdę aż tak daleko. 61 obserwatorów, ogrom komentarzy i wejść. Dziękuję Wam za to :) Nie wiem, czy wiecie, ale dokładnie rok temu założyłam tego bloga. Wtedy obiecywałam sobie, że napiszę tu całe opowiadanie, które zamierzałam stworzyć. Zaczynałam wtedy moją przygodę z One Direction, byłam takim jakby żółtodziobem, dopiero poznawałam chłopaków. 2 lipca minął rok odkąd jestem Directioner i duma mnie rozsadza, że kocham ich tak długo, pomimo szyderstw ze strony znajomych i innych przeszkód. Nadal znam na pamięć wszystkie piosenki i zapewne jeszcze długo ich nie zapomnę. Jeszcze raz wszystkim dziękuję za wsparcie i za to, co dla mnie zrobiliście. Nie będę tu wymieniać szczególnych osób, każdy kto przeczytał choćby jeden rozdział, został obserwatorem, odwiedził bloga bądź pozostawił komentarz z pochlebną lub krytyczną opinią, jest dla mnie ważny. Ten blog był dla mnie bardzo ważny. Wkładałam w niego wiele pracy i opłaciło się :) Udoskonaliłam swoją umiejętność pisania i poznałam wspaniałych ludzi, których z pewnością jeszcze długo nie zapomnę. Jak zawsze, zdarzały się chwile zwątpienia i smutku, ale szybko przechodziły. Niedawno sprzątałam swój pokój i znalazłam wszystkie zeszyty z tym dennym opowiadaniem. Przeglądnęłam je i chwilami odczuwałam złość na samą siebie, że mogłam coś podobnego napisać. Początkowe rozdziały niezbyt mi się podobały. Dlatego zapakowałam wszystkie kajety do worka i wyniosłam je do pudła ze szkolnymi książkami. Powiedziałam sobie: "Koniec z pisaniem bloga, ten rozdział jest zamknięty". Teraz zaczęłam pisać coś nowego, niezwiązanego zupełnie z zespołem. Zamierzam to kiedyś skończyć i wydać :) Pewnie, że to głupota, bo nikt nie zechce mojej książki, ale pomarzyć sobie można, prawda? :) Wpadł mi do głowy pomysł, że jeśli jeszcze ktoś tu zagląda, to mogę zamieścić dla niego kiedyś jeden z końcowych rozdziałów tego opowiadania. Wyraźcie tylko zgodę. Rozdział, o którym myślę, jest bardzo ważny dla opowiadania i myślę, że powinien się Wam spodobać :) Jeszcze raz dziękuję za wszystko, trzymajcie się!

Marry Styles :)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 59 "(...)żadne z nich się nie zmieniło(...)"

Ku zdziwieniu Zayna, jego samochód dotarł  w całości do domu. Chociaż jego pasażerowie byli nieco poszkodowani, bo Niall musiał trzymać między nogami swoją walizkę, Megan bagaż swojego chłopaka, gdyż akurat te dwa nie zmieściły się w bagażniku. Mary i Danielle miały obolałe karki, ponieważ siedziały na kolanach Harry'ego i Liama, więc musiały pochylić głowy w dół. Wydawałoby się, że Louis jest w najlepszej sytuacji, bo jego walizka znajdowała się w bagażniku i nie było na nim żadnej z dziewczyn. On sam jednak uważał inaczej. Siedział na samym środku, ściśnięty przez Nialla i Liama, a w dodatku oberwał łokciem w głowę od Danielle.
-Jasny gwint, co jest?!- wrzasnął, a miejsce, w które został uderzony, zaczęło pulsować z bólu.
-I'm so sorry.- powiedziała kręcono-włosa, wyszczerzając w uśmiechu szereg swoich nieskazitelnie białych zębów.
W końcu dojechali na miejsce. Cała grupa jakimś cudem wydostała się z samochodu. Louis pognał od razu do domu. Wpadł do kuchni, przy okazji strasząc Marthę, która wypuściła z ręki miskę. Jednak to nie było w tym momencie najważniejsze. Rzuciła się na Tomlinsona, całując po całej twarzy i przytulając się do niego.
-Nareszcie wróciłeś! Tak strasznie nie mogłam się doczekać!- krzyknęła, kipiąc szczęściem i radością. Lou przyparł ją do ściany, nie przestając całować, najpierw w usta, a potem zjeżdżał coraz niżej, do szyi. Harry, który w tej chwili znalazł się w domu, stanął w progu kuchni i gapił się na nich z oczami na wierzchu.
-Co się stało?- zapytał Louis, odrywając się od swojej dziewczyny.
-Nic.- odparł Loczek, krzyżując ręce na piersi.- Tylko wyglądacie, jakbyście mieli zamiar zaraz TO tutaj zrobić.
-TO, czyli co?- zaciekawiła się Martha, unosząc w uśmiechu kąciki ust.
-No, TO, wiesz...- plątał się Harry.- Rany, wiecie, o co mi chodzi!
-Zawsze możesz zamknąć drzwi, jeśli ci to przeszkadza.- zasugerował Lou.- Zresztą, ja się nie czepiałem, kiedy lizałeś się z Mary na środku korytarza na lotnisku.
-Kurczak! Czuję kurczaka!- wszyscy usłyszeli głos Nialla. Chłopak wpadł do kuchni i od razu rzucił się w stronę piekarnika.
-Nawet się ze mną nie przywitasz?- zapytała rudowłosa z pretensją. Horan z udawaną niechęcią oderwał się od szybki i przytulił Marthę. Następnie każdy z każdym wymienił się uściskiem, a potem dziewczyny pomogły nakrywać Rudej do stołu w salonie. Piętnaście minut później wszyscy zajadali się pysznym obiadem i rozmawiali.
-Mmm... Yummy!- krzyknął Niall.- To jest genialne!
-Nie mlaskaj, świnio!- zdenerwował się Zayn. Blodnyn zmierzył go poirytowanym wzorkiem.
-Nie nazywaj mnie tak!- rozkazał stanowczo i rzucił w przyjaciela kawałkiem mięsa.
-Oj, jak ci zaraz!- wrzasnął Mulat i już zamierzał oddać mu tym samym, kiedy Megan złapała go za rękę.
-Nie zachowuj się jak małe dziecko.
-Właśnie.- poparła ją Martha.- Lepiej opowiedzcie, jak było w trasie.
Chłopaki i Danielle zaczęli się przekrzykiwać, gdyż każdy miał coś istotnego do przekazania.
-Ej, nie wszyscy naraz!- krzyczała Meg, zatykając uszy. Powstał naprawdę okropny hałas. Wszyscy natychmiast umilkli, a Liam postanowił odezwać się jako pierwszy.
-Było naprawdę zajebiście.- rzekł.- Na każdy koncert przychodziło tysiące ludzi. Jedna fanka wbiegła raz na scenę i staranowała Nialla.
-No, mówię wam!- wtrącił się Horan.- Rzuciła się na mnie jak małpa na banany. Ledwo utrzymałem się na nogach. A jak ochroniarz chciał ją odciągnąć, to się mnie trzymała i nie miała zamiaru puszczać.
-Lepiej było, kiedy oglądaliśmy horror w pokoju Liama i Nialla.- odezwał się Harry.- Ja, Louis i Zayn wracaliśmy do siebie okropnie wystraszeni, bo ten film był naprawdę przerażający. Nagle nie wiadomo skąd, na podłodze pojawiła się miotła. Nie zauważyłem jej, wdepnąłem na nią i walnąłem się stylem w głowę. Było ciemno, Zayn i Lou wpadli na mnie i wszyscy runęliśmy na ziemię. Oczywiście, zaczęliśmy wrzeszczeć i obudziliśmy cały hotel. Paul tak się wściekł, że chciał nas żywcem pożreć.
-A potem wygłosił godzinne kazanie o tym, jak powinniśmy się zachowywać w miejscach publicznych.- westchnął Tomlinson.- Ale przecież to nie nasza wina, tylko tej cholernej miotły!
Towarzystwo przy stole się roześmiało. Serca Mary, Marthy i Megan rozsadzała radość; nareszcie wrócili ich przyjaciele: sympatyczna Danielle, zabawny Louis, miły i wiecznie odpowiedzialny Liam, uroczy Harry i wesoły Zayn. I co najważniejsze, żadne z nich się nie zmieniło, pozostali nadal zwykłymi i zwariowanymi ludźmi, nie myślącymi tylko o sobie, ale także o innych. Wiecznie roześmiani i pełni humoru. To było w nich wszystkich najlepsze i niezwykłe, że pomimo swojej ogromnej sławy nie wywyższali się ponad innych i pragnęli, aby traktowano ich tak, jak każdego normalnego człowieka.
-Dobra, przyszedł czas na niespodzianki.- powiedział Louis, zacierając ręce z zadowolenia.- To co dla nas macie?
-Właśnie to zjadłeś.- odparła Martha. Chłopak się przeraził.
-Jak to?!- zapytał, spoglądając na swój brzuch.
-No, przygotowałyśmy dla was obiad powitalny. Na co jeszcze liczyliście?
-Żartowałem, mój niedźwiadku.- prychnął, unosząc w uśmiechu kąciki ust.- To my mamy dla was prezenty.
-To za chwilę.- odezwała się Megan.- Najpierw sprzątniemy ze stołu.
Po chwili w salonie zapanował już porządek. Wszyscy zasiedli na wielkiej kanapie, zaś Louis, Harry i Zayn udali się na korytarz po swoje walizki.
-No gdzie ja to schowałem?- zastanawiał się Lou i zaczął wyrzucać z niej ubrania.- O, jest!- krzyknął i wyciągnął małą paczuszkę. Następnie wręczył ją Marthcie.- Proszę, to dla ciebie.
Dziewczyna zajrzała do środka. Było tam średniej wielkości, niebieskie pudełko. Otworzyła je i jej oczom ukazała się piękna, srebrzysta i wysadzana diamentami kolia. Z wrażenia zatkała sobie dłonią usta.
-O, mój Boże.- wykrztusiła po kilku minutach.
-Co? Nie podoba ci się?- zapytał zmartwiony.
-Żartujesz? Jest piękna! Pewnie wydałeś na nią kupę pieniędzy.
-Oj, tam. To dla mnie żaden problem. Zresztą, na kogo mam wydawać pieniądze, jak nie na ciebie?
-Louis, jesteś najlepszym chłopakiem na świecie!- krzyknęła.- Dziękuję.- w ramach wdzięczności czule go pocałowała.
Następnie przyszedł czas na prezent Zayna. On nie miał trudności z odszukaniem go.
-Mam nadzieję, że ci się spodoba.- uśmiechnął się, dając upominek Megan. Prezent był owinięty ozdobnym papierem i przewiązany czerwoną kokardką. W środku znajdował się flakonik jej ulubionych, waniliowych perfum, pluszowy miś z brązową kokardą pod szyją oraz kilka par śpioszków.
-Ojej, jakie to śliczne!- krzyknęła z zachwytu Meg, unosząc do góry ubranko.- Widzisz, co twój tatuś ci kupił?- pomasowała się po brzuchu. Zayn się uśmiechnął.
-Jak ci się podobają?- zaciekawił się.
-Są fantastyczne, dziękuję!- rzekła i pocałowała go.- Jestem tylko ciekawa, dlaczego wszystkie śpioszki są chłopięce?
-Jak to, dlaczego? Przecież nasz dzidziuś będzie chłopcem!
-Och, skąd taka pewność?- odezwała się Mary. Mulat popatrzył na nią z politowaniem.
-Zayn Malik nigdy się nie myli, zapamiętaj to sobie: NIGDY!
Oboje zaczęli się przekomarzać o to, czy dziecko będzie płci męskiej, czy też żeńskiej. Tą jakże ciekawą konwersację przerwał Harry, dla którego temat ciąży był niezbyt przyjemny. Czuł, że jest nielojalny wobec swojej dziewczyny i wiedział, że musi jej jak najszybciej o wszystkim powiedzieć, lecz się bał. Przecież nie chciał jej skrzywdzić i zrobić przykrości, a najbardziej nie chciał jej stracić.
-Dobra, przestańcie się kłócić.- rzekł.- Przyszedł czas na mój prezent.- począł grzebać w swojej torbie, której nie miał jeszcze przed wyjazdem. Mruczał przy tym coś w stylu: "No, gdzie ty mi się schowałeś?".
Po kilku minutach wyjął stamtąd malutkiego, perskiego kotka. Był czarny, oprócz białych zakończeń łapek i białego ogonka. Mary zapiszczała na jego widok. Zwierzak słodko spał, ale w tej chwili uniósł powieki, ukazując swoje zielone oczka.
-Jejku, jaki śliczny!- dziewczyna wzięła go od razu na ręce i obdarowywała pieszczotami, na co odpowiadał cichym mruczeniem,
-Żeby nie było niespodzianek, ma na imię Louis.- uprzedził Lou. Malik rzucił w niego poduszką.
-Miał być Zayn!- oburzył się.
-No, chyba ci się coś przyśniło!
-No, chyba raczej tobie! Niby dlaczego ten piękny kotek ma cierpieć do końca życia z powodu takiego okropnego imienia: Louis?
-O, ty kmiocie!- wrzasnął Tomlinson.- Moje imię ohydne?! Nie waż się tak mówić! A Louis Armstrong?* A Louis Malle?** Same sławne osobistości, a ty jesteś jedynym Zaynem na świecie!
-No widzisz?- roześmiał się Mulat.- Jestem niezwykły, więc ten oto kot powinien nazywać się tak, jak ja.
-A może "Larry"?- zasugerowała Danielle.- Według mnie ta nazwa pasuje do kota. Jak myślisz, Mary?
-Myślę, że trafiłaś w dziesiątkę.- przyznała blondynka, głaszcząc zwierzaka po główce. Zayn westchnął.
-Może to i dobrze?- zastanowił się.- Nadal mogę być jedyny i niezwykły. Ej, to mi się podoba!- krzyknął zadowolony, co wszyscy skwitowali wybuchem śmiechu.

***

Mary siedziała na łóżku. Na jej kolanach smacznie spał Larry, z którym nie rozstawała się do końca dnia. Była nim tak zachwycona, że postanowiła go narysować. Posiadała talent rysowniczy, więc dosyć dobrze jej to wychodziło. Była właśnie w trakcie szkicowania główki, kiedy do pokoju wszedł Harry.
-Co robisz, kochanie?- zapytał, kładąc się obok dziewczyny.
-Rysuję Larry'ego.- wyjaśniła.
-O kurde, czemu nigdy nie mówiłaś, że masz taki talent? Wygląda jak żywy!
-E tam, takie sobie bazgroły.- mruknęła pod nosem, nie odrywając się od pracy.
-Żadne bazgroły! To jest dzieło sztuki!- skarcił ją.- Mogę sobie to gdzieś powiesić, jak skończysz? Proszę.- zrobił błagalną minę. Mary spojrzała na niego z politowaniem.
-Jeśli chcesz.- odparła. Po kilku minutach obrazek był gotowy. Harry chwycił go łapczywie i podziwiał dumnym wzrokiem.
-Jutro zawiozę go do oprawienia.- postanowił i starannie włożył go do szuflady od biurka. W tej chwili drzwi do ich pokoju otworzyły się z hukiem i stanął w nich Zayn. Na jego widok Mary i Harry wybuchnęli głośnym i niepohamowanym śmiechem. Chłopak miał na głowie jedną z par śpioszków, które kupił w prezencie dla Megan.
-Chciałem wam życzyć dobrej nocy.- wyszczerzył się.
-Dobra, idź już, nie rób wiochy.- rozkazał Loczek, wypychając przyjaciela na zewnątrz. Mulat zdążył tylko szepnąć mu na ucho:
-Masz jej to natychmiast powiedzieć.
-Zamknij się i mnie nie denerwuj!- warknął i trzasnął drzwiami. Następnie położył się na łóżku obok Mary.
-Co się stało?- zapytała, spoglądając na niego przeszywającym wzrokiem.- Dlaczego jesteś taki zdenerwowany?
-E tam, nie ważne.- mruknął ledwie dosłyszalnym głosem i zamyślił się głęboko. Sumienie nie dawało mu spokoju, coś w środku go kuło. Jeszcze ten wkurzający Zayn... Przyłoży mu przy najbliższej okazji, bo jego zachowanie stawało się nie do zniesienia. Za każdym razem musiał mu przypominać o tym, że skrywa przed Black tajemnicę.
-Mary, muszę ci coś powiedzieć.- odezwał się po chwili.
-Co takiego?
-No bo ja... ja... ja bardzo cię kocham.- zakończył zrezygnowany. Dziewczyna wtuliła się w jego nagi tors tak, że jego podbródek spoczywał na jej głowie.
-Ja też bardzo cię kocham.- wyznała i zamknęła oczy, aby odpłynąć do krainy snów. Harry zaś długo jeszcze nie mógł zasnąć. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, ale szybko ją otarł.
-Nigdy cię nie skrzywdzę... nigdy...- szeptał, głaszcząc Mary po włosach.- Przysięgam, że cię nie zostawię i już zawsze będziemy razem.

*Louis Armstrong- amerykański trębacz i wokalista jazzowy.
** Louis Malle- francuski reżyser filmowy
________________________________

Ojej, ale długo musieliście czekać na ten okropny rozdział! Przepraszam, że trwało to tak długo, ale niestety byłam chora i nie mogłam napisać. Praktycznie całe święta przeleżałam w łóżku. Nie widziałam się z kuzynami ze Śląska, mam tylko nadzieję, że jeszcze w tym roku ich zobaczę :(
Następny rozdział postaram się dodać w niedzielę za tydzień ;)

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 58 "Chyba najwyższy czas, żeby ktoś zabawił się w twojego ojca."

Nadszedł dzień, w którym chłopcy z zespołu po długiej "tułaczce" po Ameryce, wracali do domu. Zarówno oni, jak ich dziewczyny nie mogli się doczekać tego momentu. Każdy z nich chciał wpaść w stęsknione ramiona swojej ukochanej, zobaczyć w końcu jej radosny uśmiech, piękne oczy i twarz. Przecież nie widzieli się już szmat czasu. Harry, Louis i Zayn nie mogli usiedzieć na swoich miejscach w samolocie; dwaj pierwsi ciągle chodzili po pokładzie albo pytali pilota, kiedy nareszcie wylądują, zaś Malik zaszył się w ubikacji i palił papierosy, jednego po drugim. Tylko Niall i Liam zachowywali się w miarę normalnie. Ten ostatni położył się na swoim fotelu, kładąc głowę na kolanach Danielle i oboje słuchali muzyki z IPoda chłopaka, wykonując do rytmu niestworzone ruchy taneczne. Blondyn zaś swoim zwyczajem obżerał się cukierkami, które kupił kilka dni temu w jednym z brazylijskich sklepów. W przeciwieństwie do Harry'ego i reszty przyjaciół, wcale nie spieszył się do wysiadania. Tu było mu całkiem dobrze i wygodnie; ważne, że miał przy sobie coś do jedzenia i widoki za oknem, dzisiaj niekoniecznie ciekawe, gdyż na zewnątrz panowała dosyć gęsta mgła, więc niewiele było widać. Ale przecież nie leciał samolotem po raz pierwszy w życiu, więc widział już wielokrotnie piękne krajobrazy. Z góry wszystko prezentowało się inaczej niż tam, na dole. Ludzie wyglądali jak mrówki, budynki jak klocki Lego, samochody niczym resoraki. Ogólnie wszystko było inne.
-Panie Jenkins, kiedy w końcu wylądujemy?- do uszu Nialla dobiegł głos zniecierpliwionego Harry'ego, wydobywający się z kabiny pilota. Chłopak już chyba po raz tysięczny pytał o to samo. Znudzony kierowca samolotu odpowiedział:
-Już ci tłumaczyłem, że na zewnątrz jest bardzo mglisto. Musimy uważać. Nasz lot się trochę opóźni.
Loczek pomruczał coś tylko pod nosem i wrócił na swoje miejsce, gdzie siedział już Zayn, spoglądający za okno. Harry przycupnął na fotelu.
-No i czego się dowiedziałeś?- zapytał Malik. Styles pomachał dłonią w powietrzu.
-Zainwestuj w Tik Taki, bo ci jedzie.- zacytował, krzywiąc się, co Mulat skwitował wybuchem śmiechu.
-Niby dlaczego?- zdziwił się.
-Stary, ograniczaj się trochę z tymi fajkami albo rzuć to w cholerę.- rzekł, zakładając ręce za głowę. Zayn spojrzał na niego kątem oka.
-Na twoim miejscu nie przejmowałbym się teraz moim zdrowiem.
-O co ci znowu chodzi?
-Już ty dobrze wiesz, o co albo raczej, o kogo.- powiedział, wywierając szczególny nacisk na dwa ostatnie słowa. Harry przewrócił oczami.
-Boże, znowu będziesz wałkował temat o Emily.- naburmuszył się.- Błagam cię, daj sobie spokój. Nie baw się w mojego ojca.
-Chyba najwyższy czas, żeby ktoś zabawił się w twojego ojca.
-I co, niby ty będziesz go udawał?- zapytał Loczek z przekąsem. Zayn skrzyżował ręce na piersi.
-Dokładnie tak.- powiedział, unosząc w uśmiechu kąciki ust.- Harry, zastanów się, co robisz.
-Już się zastanowiłem.
-Właśnie, że nie!- krzyknął Malik.- Debilu, zrozum, że swoim postępowaniem ranisz Mary. Będziesz miał dziecko z inną dziewczyną i przez to będziesz musiał coraz częściej spotykać się z Emily. To rozwali wasz związek. Powiedz mi, zależy ci na Mary?
-Głupie pytanie, oczywiście, że tak!
-No, więc wybieraj albo ona, albo Emily i dziecko.- rzekł Malik i czekał na odpowiedź przyjaciela.
-Zayn, ty kompletnie zwariowałeś!- wkurzył się Styles.- Kocham Mary najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie mojego życia bez niej. Ale Emily też była kiedyś dla mnie ważna i w dodatku będę miał z nią dziecko. Ona zaraz po porodzie przeprowadza się do Londynu. Nie mogę jej zostawić na lodzie, to nie w porządku.
-Powiedzieć ci, co jest nie w porządku?- zapytał Zayn, patrząc prosto w zielone tęczówki chłopaka.- To, że jesteś nielojalny wobec Mary, i że chcesz zrobić jej takie świństwo. Tyle razy rozmawiałeś z nią przez telefon i na Skype i nigdy nie miałeś odwagi wyjawić jej prawdy.
-Przecież to nie jest rozmowa na komórkę! Co, mam zadzwonić do niej i walnąć prostu z mostu: "Cześć, kochanie! Wiesz, czego się dowiedziałem? Będę miał dziecko z Emily!" ?
Zayn przyłożył sobie rękę do czoła, dając Harry'emu do zrozumienia, że jest głupi. W tej chwili telefon Loczka naprawdę dał o sobie znać. Chłopak spojrzał na wyświetlacz.
-Mary.- powiedział uśmiechnięty i odebrał:
-Cześć kocie, co słychać?
-Gdzie wy jesteście?- zapytała.
-No, jak to gdzie?- zdziwił się.- W samolocie.
-Jeszcze? Jest 11.30, mieliście tu być już pół godziny temu. Co się dzieje?
-Krążymy w kółko.- wyjaśnił.- Jest straszna mgła, trudno lecieć. Dam znać, jak będziemy lądować, nie martw się.
-Jak to, nie martw się?!- krzyknęła zdenerwowana.- Myślałam, że coś się stało.
-Wszystko w porządku.- zapewnił Styles.- Mary, nie panikuj, tylko módl się, żeby nam się paliwo nie skończyło.
-Weź mnie nie strasz.- skarciła go dziewczyna.- Czekamy tu na was z Megan.
-Okey. Na razie, kotku! O, dobrze, że sobie przypomniałem!- Harry szybko się rozłączył, pomimo tego, iż blondynka próbowała dowiedzieć się, co takiego sobie przypomniał.
Loczek tymczasem schował telefon do kieszeni i popędził do pomieszczenia bagażowego, aby zajrzeć do swojej torby z rzeczami.
Mary bardzo zdziwiła się jego zachowaniem. Tak prędko się pożegnał. Zastanawiała się, co on kombinuje, nie zwracając uwagi na Megan, która coś do niej mówiła.
-Ej, ty mnie wcale nie słuchasz!- zdenerwowała się. Dziewczyna szybko się ocknęła.
-Przepraszam.- rzekła i usiadła na krześle obok przyjaciółki.- Co chciałaś?
-Pytam, co powiedział ci Harry. Kiedy w końcu będą lądować?
-Na razie nie wylądują, bo jest bardzo mglisto. Ale zadzwoni, jak tylko się czegoś dowie. Musimy czekać.
-Czekać, czekać.- burknęła Meg.- Czekamy już od godziny.
Mary przewróciła oczami. Austin miewała ostatnio humorki, czyli normalny objaw ciąży. Jednak Black i Martha pragnęły, aby to jak najszybciej się skończyło, gdyż było denerwujące. Megan raz pałała entuzjazmem, a chwilę później miała ochotę rozwalić wszystko, co stało jej na drodze. Na tych rozmyślaniach minęło blondynce 20 minut. W tym czasie jej towarzyszka pięciokrotnie odwiedziła pobliski sklep spożywczy, bo musiała kupić sobie coś do zjedzenia. Właśnie wracała z kolejną porcją ciasteczek z kawałkami czekolady w środku. Usiadła na krzesełku i łapczywie otworzyła opakowanie.
-Chcesz jedno?- zapytała, podsuwając pudełko w stronę Mary.
-Nie, dziękuję.- odpowiedziała. Nagle telefon w jej kieszeni zaczął wibrować. Wyciągnęła go i przeczytała sms-a od Harry'ego:

"Ciesz się, lądujemy!!! :)"
"Nareszcie! Czekamy z Meg przy odprawie :)"- odpisała, a następnie wrzasnęła do siedzącej obok przyjaciółki:
-Megan, oni zaraz tu będą!
Dziewczyna wypuściła z ręki opakowanie ciastek, ale w tej chwili jej to nie obchodziło. Pomimo swojego stanu, zaczęła skakać razem z blondynką z radości. Kiedy już się uspokoiły, naprzeciwko nich, w odległości kilkudziesięciu metrów pojawili się ONI. Szli, prowadząc za sobą swoje walizki. Gay Harry i Zayn zobaczyli swoje ukochane, rzucili bagaże i puścili się pędem w ich stronę. Mary również biegła, zaś Meg wolała poczekać na Malika, ponieważ wiedziała, co by ją spotkało, gdyby chłopak zobaczył, że ona ośmiela się biec w takim stanie.
Loczek gonił jak szalony. Chciał jak najszybciej przytulić swoją dziewczynę. Jeszcze kilka metrów, kilka kroków. I już, padli sobie w objęcia. Chłopak zakręcił Black kilka razy w powietrzu. W końcu postawił ją z powrotem na ziemi i spojrzał głęboko w jej błękitne oczy, z których zaczęły spływać łzy. Wytarł je kciukiem, a następnie złożył na ustach Mary długi pocałunek. Ich języki splotły się po dwumiesięcznej rozłące. Długo nie mogli się od siebie oderwać.
-Cholernie za tobą tęskniłem.- wyznał Styles, tuląc blondynkę do piersi.
-Ale ja bardziej.- przekomarzała się.
-Właśnie, że nie, bo ja!
Następnie Mary przywitała się z resztą towarzystwa. Nareszcie można było poczuć tą wspaniałą atmosferę, której każdemu brakowało przez te minione kilkadziesiąt dni.
-A gdzie jest Martha?- zapytał Louis, rozglądając się na wszystkie strony.
-W domu.- wyjaśniła Megan.- Przygotowuje obiad.
-Właśnie!- krzyknął Niall.- Jedźmy już, strasznie zgłodniałem.
-Stary, zjadłeś w samolocie całą paczkę cukierków, jeszcze ci mało?- westchnął Harry i zmierzwił przyjacielowi włosy.
-Ej, przestań!- wkurzył się i poprawił swoją fryzurę, która znów została popsuta przez Stylesa. Obaj zaczęli się ścigać, niczym małe dzieci, co reszta obecnych skwitowała głośnym wybuchem śmiechu. Nagle pojawił się Paul. Zmierzył wszystkich badawczym i lekko zirytowanym wzrokiem.
-Chłopcy, uspokójcie się!- krzyknął, przybierając wyniosły ton głosu.- Posprzątajcie natychmiast ten bałagan, rozrzuciliście swoje walizki po całym korytarzu!
Po tych słowach odszedł kilka kroków w bok, bo ktoś do niego zadzwonił.
-"Posprzątajcie natychmiast ten bałagan"- przedrzeźniał go Zayn, machając teatralnie rękami.
-Nie chcę nic mówić, ale on robi się strasznie wkurzający i nieznośny.- powiedziała szeptem Danielle. Malik się oburzył.
-Ja?! Ja wkurzający i nieznośny?! Nie no, trzymajcie mnie, bo nie ręczę za siebie!
-Nie ty, tylko Paul.- sprostowała.
-Aaa, chyba, że tak.- uśmiechnął się zadowolony.- Z tym to się zgadzam. Czasem miałem ochotę zdrowo mu przypierdolić. Meg, nie patrz tak na mnie, przecież nic mu nie zrobiłem!
-Kochanie, znam cię dość dobrze, więc wiem, że byłbyś do tego zdolny.- powiedziała.
W tym momencie Paul powrócił. Swoim zwyczajem spojrzał na wszystkich jak na idiotów, a następnie przemówił:
-Chłopcy, mam dobrą wiadomość. Dzwonił do mnie reżyser waszego teledysku do nowego singla. Jutro jedziemy do studia załatwić wszystkie formalności, a za jakiś tydzień rozpoczynamy nagrywanie.
-O rany, ani chwili dla siebie.- mruknął pod nosem Liam.
-Przepraszam, mówiłeś coś?- menadżer nadstawił ciekawie uszu.
-Tak.- wtrącił się Louis.- Nie uważasz, że to wszystko trochę za szybko się dzieje? Dopiero wróciliśmy z trasy, a już za chwilę kręcimy teledysk. Przystopujmy!
-Stary, nie radzę...- wyszeptał Harry, przykładając palce do uszu.
-Louis, przerażasz mnie!- krzyknął wkurzony Paul.- W zeszłym roku byłeś najbardziej gorliwy ze wszystkich, a teraz ci się nagle odmieniło!
-A żebyś wiedział!- Tomlinson również podniósł głos, nie zważając na to, że pyskuje do starszego od siebie człowieka.- Akurat teraz w moim życiu jest ktoś, kto jest dla mnie ważniejszy ponad wszystko.
-Hahaha!- mężczyzna wybuchnął rubasznym śmiechem.- Kto? Ta ruda przybłęda?!
-Jak śmiesz tak o niej mówić?!- zdenerwował się Louis. On  Paul stali niebezpiecznie blisko siebie. Tomlinson syczał z gniewu i ręka go swędziała, przypominając mu o tym, że powinien stanąć w obronie Marthy i zdrowo przyłożyć menadżerowi. Już miał to zrobić, ale Harry pociągnął go do tyłu.
-Czy wy jesteście chorzy?- zapytał, patrząc na nich gniewnym wzrokiem.- Uspokójcie się, do cholery!
Obaj go posłuchali. Paul założył na nos swoje ciemne okulary i patrzył gdzieś w bok, zaś Louis włożył ręce do kieszeni i gapił się na trampki, które w tej chwili stały się bardzo interesujące.
-Dobra, nie przepraszajcie się.- powiedział po chwili ciszy Niall.
-Ja tam nie zamierzam GO przepraszać.- rzekł Higgins, wypowiadając z pogardą przedostatnie słowo.- Jutro macie być gotowi punktualnie o 11.00. Wszyscy!- krzyknął i skierował się do wyjścia.
Chłopcy i dziewczyny spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
-Chyba sobie o nas zapomniał.- przemówił Zayn.
-Niby dlaczego?- zapytała Megan.
-Miał nas odwieźć do domu.
-Przecież ja i Mary przyjechałyśmy autem. Jakoś się zmieścimy.
-Chyba żartujesz.- Malik popukał sobie w czoło.- Osiem ludzi i sześć walizek. Jak ten samochód da sobie radę, to mu złożę hołdy.
-Oj, nie gadaj, tylko chodź!- zdenerwowała się Austin i pociągnęła chłopaka za rękę w stronę wyjścia. Reszta również podążyła za nimi.

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 57 "Dziecko nie jest niczemu winne i zasługuje na dwoje rodziców..."

Harry powoli podniósł głowę. Emily ściągnęła kapelusz i okulary i spojrzała na skamieniałą twarz byłego chłopaka. Stali tak przez kilka minut w bezruchu i ciszy.
-Em... Em... Emily...- wyjąkał Loczek i przetarł oczy; nadal nie dowierzał. Pozostali chłopcy skierowali wzrok w ich stronę i przerazili się. Pierwszy podbiegł do nich Zayn.
-Ja pierdolę!- krzyknął.- To ona!
Louis zaś obszedł dziewczynę dookoła i zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem od stóp do głów.
-O mój Boże.- rzekł i zamilkł.
-Cześć.- wyszeptała Em i spuściła głowę w dół.
-Po co tu przyszłaś?!- zirytował się Malik, sycząc z gniewu. Liam położył rękę na jego ramieniu.
-Zayn, uspokój się.- powiedział łagodnie.
-Dlaczego mam się uspokoić?! Pytam ją tylko grzecznie, po co tu przyszła!
-Chciałam porozmawiać z Harrym.- wyjaśniła Emily.
-Aha, czyli znowu chcesz doprowadzić do tego, żeby zrobił sobie przez ciebie coś głupiego?!
-Nie, chcę tylko z nim porozmawiać.
-Wiesz co, daruj sobie!- zdenerwował się Mulat.- Myślisz, że po tym wszystkim w to uwierzę? Słuchaj, jeśli znowu bawisz się w jakieś gierki, to ci dobrze radzę: wyjdź stąd czym prędzej!
-Zayn, przestań.- powiedział Harry.
-Zamknij się!- krzyknął Malik.- Stary, robię to dla twojego dobra! Nie chcę, żebyś znowu wylądował przez nią w szpitalu, a może na tamtym świecie.
-Ja nic takiego...- Emily chciała się usprawiedliwić, ale brunet przerwał jej:
-A ty, co tu jeszcze robisz? Mam ci pomóc wyjść, czy zrobisz to sama?
Nagle do sali wpadła zdenerwowana Bridget. Stanęła pomiędzy Em a Zaynem i przemówiła do niego:
-Jak ty ją traktujesz?!- krzyknęła.- Nie widzisz, w jakim jest stanie?!
Wszyscy spojrzeli na Emily i dopiero teraz zauważyli jej brzuch. Żadnemu z chłopaków nie przyszło do głowy, że dziecko, które dziewczyna nosiła pod sercem mogłoby być dzieckiem Stylesa. On sam nawet się tego nie domyślał. Zapadła głucha cisza. Każdy ze zdziwieniem i przerażeniem wpatrywał się w wyglądającą jak piłka część ciała brunetki. W końcu odezwał się Zayn:
-Szybko się pocieszyłaś po Harrym, nie ma co!- krzyknął, krzyżując ręce na piersi.
-Zamknij się!- rozkazała Bridget, patrząc prosto w jego brązowe tęczówki.- Nie mów tak do mojej siostry!
Druga zaskakująca wiadomość! Nikt nie wiedział, że Emily ma rodzeństwo. Ba, nikt nic pewnego o niej nie wiedział. Dziewczyna nie zdradzała o sobie żadnych szczegółowych informacji, dlatego uważano ją za skryty i tajemniczy, czarny charakter.
-Nie zabronisz mi! Będę o niej gadał to, co tylko mi ślina na język przyniesie. Ona zasługuje na obelgi!
Bri miała już przygotowaną przemowę, ale Emily pociągnęła ją za rękę.
-Chodź, Bridget. To nie ma sensu.
-Ale przecież...
-Nie, to już nie ważne.- rzekła siostra i spuściła głowę, aby nikt z obecnych nie widział jej smutnych oczu. Żałowała, że się tu pojawiła.
Młodsza panna Gilbert czuła wściekłość i rozczarowanie. Tak, była rozczarowana. Nie spodziewała się, że ci chłopcy tak nienawidzą Em. Rozczarowała się reakcją Zayna i jego jakże okropnym zachowaniem. Zawiodła się na Harrym; co z niego za mięczak! Gapił się tylko, ale nie zrobił nic, żeby wesprzeć swoją byłą dziewczynę. To prawda, skrzywdziła go, lecz on na pewno o tym już dawno zapomniał, bo przecież czas leczy raby. Emily już kierowała się do wyjścia. Nagle usłyszała za sobą znajomy głos.
-Czekaj.- powiedział Loczek. Odwróciła się. Chłopak podszedł do niej.
-Nie idź. Chciałaś pogadać.- skinął ręką na znak, żeby poszła za nim.
Zaprowadził ją do pomieszczenia, które przypominało garderobę. Przysunął jej krzesło, aby na nim spoczęła. Sam oparł się o ścianę. Nie mógł usiedzieć na jednym miejscu, gdyż był bardzo zaskoczony wizytą swojej byłej dziewczyny. W ogóle nie spodziewał się, że kiedykolwiek jeszcze ją spotka.
-Nie no, nie wierzę.- powiedziała Emily.
-W co?- zdziwił się.
-Zrobiłam ci tyle przykrości, a ty zamiast mnie opieprzyć, to jesteś uprzejmy.
-Ja nie krzyczę na dziewczyny.- rzekł.- O czym chciałaś porozmawiać?
-Hmm... Nie wiem, od czego zacząć.
-Najlepiej od początku.
-Chyba najpierw powinnam cię przeprosić za to piekło, które musiałeś przeze mnie przejść.
-Nie wracajmy do tego.- przerwał jej Styles.- Lepiej powiedz, o co ci chodzi.
-No dobrze.- westchnęła i przygryzła nerwowo dolną wargę.- Harry, nie będę owijać w bawełnę, jestem z tobą w ciąży.
Chłopak tak wybałuszył oczy, że o mało nie wyszły mu na wierzch. Czuł, że to za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. Musiał przysunąć sobie krzesło, bo zaraz z pewnością przewróciłby się. Opadł na nie wyczerpany i zdezorientowany. Czyżby się przesłyszał? Nie, to, co doszło do jego uszu było prawdą.
-Nie żartujesz?- wyjąkał po chwili, kiedy już nieco się uspokoił.
-Przysięgam, że nie.- odpowiedziała. Harry powoli przybliżył rękę do jej brzucha i delikatnie go dotknął. Dziecko poruszyło się.
-Ej, nie kop!- zażartował, a Emily skwitowała to prychnięciem.
-Chłopczyk czy dziewczynka?- zaciekawił się.
-Chłopczyk.
-Który to miesiąc?
-Szósty.- wyjaśniła.
-Zaraz, zaraz...- Harry zaczął się głęboko nad czymś zastanawiać.- Czyli ty byłaś już w ciąży, kiedy wyjechałaś do Chicago? Ach, teraz wszystko rozumiem! Uciekłaś, bo bałaś się mi o tym powiedzieć.
-Niezupełnie.- zaprzeczyła.- Ja, ja... nie miałam pojęcia. Wyjechałam z całkiem innego powodu, a o dziecku dowiedziałam się, jak już byłam w Chicago.
-No to dlaczego wyjechałaś?- zapytał, wstając z krzesła.- Dlaczego mnie zostawiłaś? Co zrobiłem nie tak?
-To nie jest teraz istotne.- ucięła.
-Właśnie, że jest.- upierał się Loczek.- Chcę dowiedzieć się prawdy.
-Wkurzałeś mnie.- wyznała, patrząc w jego zielone oczy.- Cały czas mówiłeś tylko o swojej pracy, śpiewałeś te wasze durne piosenki. A mnie odstawiłeś na boczny tor. Byłam sama, nie miałam nawet przyjaciółki, z którą mogłabym o wszystkim porozmawiać. Moje uczucie do ciebie wygasło i...
-Czyli miałem rację!- przerwał jej.- To wszystko moja wina!
-Nie.- zaprzeczyła.- To głównie przeze mnie. To prawda, nie poświęcałeś mi zbyt wiele czasu, ale ja zawiniłam tutaj najbardziej. Zdradziłam cię, Harry...
Chłopak ponownie wybałuszył oczy. Boże, to jakiś koszmar. Najpierw dowiedział się, że zostanie ojcem, a teraz kolejna wiadomość: Emily przespała się z innym facetem! Życie Loczka przez te kilkanaście minut przewróciło się o 180 stopni. Zaraz po koncercie miał wrócić do hotelu, bo umówił się z Mary na Skype. Chciał znowu zobaczyć jej piękne, niebieskie oczy, ujrzeć jej twarz, rozkoszować się jej promiennym uśmiechem i słodkim głosem. Biedna i pełna tęsknoty czeka tam na niego, a on siedzi tu i rozmawia jakby nigdy nic ze swoją byłą!
- "Rany, co ja najlepszego wyprawiam?!"- zrugał siebie samego w myślach. W garderobie już od kilku minut panowała niezręczna cisza.
-To... to czyje w końcu jest to dziecko?- odezwał się.
-Twoje.- odpowiedziała stanowczo.- Sama na początku nie wiedziałam, ale potem sobie uświadomiłam, że ja już byłam w ciąży, kiedy zdradziłam cię z Davidem.
-Z tym Davidem Hendersonem, który pracował z tobą w firmie twojej cioci?
Emily przytaknęła ruchem głowy.
-Robiłam z nim projekt w jego mieszkaniu. Upił mnie i jakoś tak samo wyszło. Ja byłam pijana. Wiem, że to marne wytłumaczenie i niczego nie wyjaśnia, ale on mnie wykorzystał. Chciał się tylko ze mną przespać.
-Dobra, nie wracajmy do tego. Lepiej zastanówmy się, co będzie dalej.
-Harry, powiedz mi szczerze: ty nie chcesz tego dziecka, prawda?
-Wiesz, Paul mnie zabije, jak się o tym dowie, ale pieprzę to. Trudno, stało się i już tego nie zmienimy. Dziecko nie jest niczemu winne i zasługuje na dwoje rodziców. Szkoda tylko, że mieszkamy od siebie tak daleko.
-Moi rodzice wyrzucili mnie z domu. To znaczy, niezupełnie wyrzucili. Kazali mi się zaraz po porodzie wyprowadzić do ciotki Janet, do Anglii. Będziesz mógł widywać małego.- powiedziała i spojrzała na zegarek.- O mój Boże, już wpół do dwunastej! Muszę wracać do domu. Dzięki, że mnie zrozumiałeś, chociaż powinieneś się wściekać, tak jak Zayn, po tym wszystkim, co ci zrobiłam.
-Było minęło.- Styles machnął ręką.- Chodź, odprowadzę cię do wyjścia.
Oboje wyszli z garderoby i skierowali się korytarzem do wyjścia głównego.
____________________________________

No cześć! Macie rozdział, w którym wszystko się wyjaśniło. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Być może jesteście rozczarowani reakcją Harry'ego na tą ciążę. Być może powinnam całkiem inaczej to wszystko zrobić. Powiem szczerze, że żal mi się zrobiło Emily i dlatego potraktowałam ją łagodniej. Jest to jak na razie ostatni rozdział o Emily, teraz skupię się na innych rzeczach. Ale nie martwcie się, ta "przesympatyczna" dziewczyna jeszcze się tutaj pojawi ;) Czekajta cierpliwie xD
Jejku, u Was też TYLE śniegu?! Matko, a ja już się na wiosnę przygotowałam, a tu BUM! Nie dość, że autobus przyjechał i plany na nie pójście do szkoły legły w gruzach, to jeszcze jak wracałam do domu, miałam śnieg po kolana xD Szkoda, że mnie wtedy nie widziałyście! Babcia stała w oknie i się ze mnie śmiała. Nie powiem, ja też się śmiałam, bo to było śmieszne!
Teraz tylko czekać, aż to wszystko stopnieje. Będziemy wszyscy na łódkach do szkoły pływać xD
Życzę Wam miłej reszty weekendu! Następny rozdział za tydzień, w niedzielę ;)

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 56 "Jak masz na imię?"

Dochodziło wpół do ósmej. Dziewczyny jechały na koncert czarnym mini cooperem Bridget. Żeby nikt ich nie rozpoznał, włożyły na głowy ogromne kapelusze, które przypominały trochę te meksykańskie ; na nosach miały ciemne okulary, a na szyjach różnokolorowe apaszki. Poza tym Emily założyła tunikę w kwiatki, czarne legginsy i balerinki tego samego koloru, zaś jej młodsza siostra czerwono-czarną koszulę w kratkę, dżinsowe szorty i conversy.
-Jesteś pewna, że nikt nas nie rozpozna?- zamartwiała się Em.
-Na 100%.- odpowiedziała Bridget i dodała gazu. Wskazówka na liczniku dochodziła już do 100.
-Ej, zwolnij trochę!- krzyknęła Emily.- Dopiero niedawno zdałaś na prawko, chcesz, żeby ci już zabrali? Co ci się tak spieszy?
-Jeszcze się pyta! Musimy zająć dobre miejscówki! Nie zamierzam stać w środkowym rzędzie. Ja idę pod scenę!
-Chyba oszalałaś!
-Niby dlaczego?
-Albo będziemy trzymać się z tyłu, albo pójdziesz sobie sama na ten pieprzony koncert.- oświadczyła stanowczo Emily, krzyżując ręce na piersi.
-O nie, nie zrobisz mi tego, siostrzyczko!- tym razem Bridget się zdenerwowała.- Stałam po te bilety przez całą noc, wydałam na nie wszystkie moje oszczędności, walczyłam o nie na śmierć i życie, a teraz, kiedy jesteśmy już prawie na miejscu, ty mówisz, że nie pójdziesz?! A zresztą, mów sobie, co chcesz. Zaciągnę cię tam choćby siłą.
-No nie wiem.- rzekła z powątpiewaniem.- Raczej nie dasz sobie rady. Ważę prawie tyle, co mały słoń.
-Spokojnie. Doceń moje możliwości.
W końcu dotarły na miejsce. Pod amfiteatrem stało już mnóstwo ludzi, głównie dziewczyny. Bridget zaparkowała auto, szybko z niego wysiadła, złapała siostrę za rękę i pędziła w kierunku sceny. Emily trochę trudno było się poruszyć, a co dopiero biegać, ale niestety jej młodszej siostry nie dało się powstrzymać. Obie zaczęły się przepychać, lecz napotkały opór ze strony innych ludzi, którym najwidoczniej nie spodobało się ich zachowanie. Ścisnęli się przez to jeszcze bardziej.
-Rozstąpcie się!- Bridget wrzasnęła do nich jak do bydła.- Nie widzicie, że jest tu ze mną ciężarna kobieta?!
Nikt jej nie słuchał, ale jakimś cudem udało im się dotrzeć pod scenę. Bri przez te przepychanki przygniotło kapelusz i nic nie widziała na oczy. Poprawiła go i rozejrzała się dookoła. Obok niej stała znajoma dziewczyna w blond włosach z różowymi końcówkami.
-Patrz, Emi!- szturchnęła swoją towarzyszkę.- Przecież to Ashley. Co ona tu robi?
-Przyszła?- burknęła czarnowłosa.
-Znalazła się wielka fanka.- zakpiła, a następnie odwróciła się do koleżanki i przywitała ją:
-Cześć, Ashley!
Ta zaś zmierzyła ją zdziwionym wzrokiem od stóp do głów i odparła:
-Spadaj, dziwadło. My się znamy?
Bridget ledwo powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. Zachowanie Ash było idealnym dowodem na to, że nikt ich tutaj nie rozpoznaje! Znowu przyłożyła łokciem siostrze.
-Do diabła, co ty robisz?- syknęła Emily i zaczęła rozcierać bolące miejsce.
-Ona mnie nie poznała.- rzekła, wskazując na Ashley.
-Wcale się nie dziwię. Ten kapelusz zakrywa ci pół twarzy.
W końcu wybiła ósma. Każdy, może z wyjątkiem Em, spoglądał na zegarek i zaczynał się niecierpliwić, gdyż chłopcy się jeszcze nie pojawili. Nagle rozległy się ich głosy w piosence "Save You Tonight" i po chwili wyjechali spod sceny w pięciu windach. Emily zatrzymała wzrok na Harrym. Co dziwne, on również patrzył w jej stronę. Dziewczyna spanikowała; poprawiła kapelusz i okulary.
Następnie wykonali "What Makes You Beautiful". Bridget podczas refrenu udzielała się najbardziej ze wszystkich obecnych; skakała i wydzierała się na całe gardło.
-No co?- zapytała, kiedy zauważyła, że siostra przygląda jej się ze zdziwieniem.
-Nic.- odparła, unosząc w uśmiechu kąciki ust.- Chciałam ci tylko uświadomić, że zachowujesz się jak psychicznie chora.
-Przepraszam, nic nie słyszę!- wrzasnęła i zamachała rękami koło uszu, a potem rozpoczęła od nowa swoje szaleństwo.
Koncert trwał blisko trzy godziny. One Direction wykonali wszystkie swoje piosenki. Na koniec ukłonili się, trzymając się za ręce.
-Bardzo nam miło, że tak dużo was tu przyszło.- powiedział Liam.- Bardzo wam jesteśmy wdzięczni. To nasz ostatni koncert w Stanach Zjednoczonych. W przyszłym tygodniu wyjeżdżamy do Kanady.
-Dlatego chcielibyśmy wam podziękować.- odezwał się Harry.- Na każdy występ przychodziło mnóstwo ludzi. Głównie były to dziewczyny, ale widzę tutaj też kilku chłopaków, więc jeszcze raz dzięki.
-Zaraz po trasie czeka nas bardzo pracowity czas.- rzekł Zayn.- Nagrywamy teledysk do nowego singla, a już w listopadzie ukaże się nasza druga płyta.
-Mamy nadzieję, że przyjmiecie ją tak ciepło, jak poprzednią.- przemówił Niall.
-Na nowym albumie będzie dużo piosenek i myślimy, że się wam spodobają.- powiedział Louis.- Jeszcze raz bardzo za wszystko dziękujemy. Osoby, które mają bilety specjalne, zapraszamy za kulisy.
-Do rychłego zobaczenia!- krzyknęli chórem, machając i puszczając całusy w stronę publiczności. Następnie zeszli ze sceny wśród wrzasków, pisków i oklasków.
Niektóre dziewczyny zaczęły się przepychać do przejścia, przy okazji potrącając Bridget, która z hukiem upadła na asfalt.
-Kurwa mać, niech to jasny szlag trafi, cholera!- klęła, wstając i pocierając swój zakrwawiony, obolały nos.
-O mój Boże!- krzyknęła wystraszona Emily.- Z tym trzeba iść do lekarza.
-Nigdzie nie idę!- zaprzeczyła szybko i wstała.- Daj mi chusteczkę!- rozkazała. Em drżącymi rękami wyciągnęła ją z torebki i podała siostrze. Ta zaś przyłożyła ją sobie do miejsca urazu. Wytarła kilka razy, a następnie wyrzuciła ją za siebie i pociągnęła brunetkę za rękę.
-Ej, co ty wyprawiasz?- zapytała Emi.
-Jak to co? Idziemy za kulisy! Ja po autografy, a ty pogadać z Harrym.
-Czekaj, zaraz!- dziewczyna złapała się za głowę i zaczęła panikować.- Przecież ja nie jestem przygotowana, nie mam pojęcia, co mu powiem, jak mu spojrzę w oczy?
-Nie ściągaj okularów, będzie ci łatwiej.- prychnęła.
-Jesteś stuknięta! I ja też, skoro się na to godzę!- Emily zacisnęła zęby i zrezygnowana podążyła za siostrą.
W środku była już kolejka. Chłopaki z One Direction siedzieli przy pięciu stolikach i podpisywali autografy. Bridget dreptała w miejscu, jakby chciało jej się do toalety. A tak naprawdę nie mogła się doczekać momentu, kiedy nadejdzie jej kolej. No i nareszcie przyszła. Najpierw podpisał się jej Louis, potem Niall, Liam, Zayn, a na końcu Harry. Dziewczyna cały czas ciągnęła za sobą Emily, która trzymała się z tyłu, żeby żaden z chłopaków jej nie rozpoznał. Bridget, ściskając w ręku kartkę z autografami, poklepała siostrę po ramieniu i usunęła się w bok. Em przełknęła ślinę i już miała zamiar przemówić, ale jako pierwszy odezwał się Styles:
-Jak masz na imię?- zapytał, nie podnosząc głowy sponad blatu stołu. Był już przygotowany do pisania.
-Emily... Emily Gilbert...
____________________________

Hahaha xD To się nazywa utrzymanie czytelnika w napięciu xD Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, ja oceniam go jako przeciętny. Następny za tydzień, w niedzielę :) Dzięki za wszystkie komentarze i wejścia ;) Na razie! ;*


niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 55 "Nigdy nie wierzyłam w to, że kobietom w ciąży zmniejsza się mózg, ale dzisiaj się do tego przekonałam."

Był początek lipca. Słońce zaczęło mocno przygrzewać. W Chicago zapowiadała się masa gorących dni i Emily postanowiła z nich skorzystać. Co prawda, rodzice zabronili jej wychodzić z domu, ale obecnie znajdowali się on w Hiszpanii na dwutygodniowym urlopie ze znajomymi, więc nic nie stało na przeszkodzie. Położyła się na wcześniej rozłożonym w ogrodzie z tyłu domu leżaku wraz z kilkoma kartkami papieru i ołówkiem. Miała zamiar naszkicować projekty nowych ubrań. W rysowaniu trochę przeszkadzał Em jej brzuch, który osiągał już rozmiary piłki do koszykówki, ale już niestety nie dawało się go ukryć.
Tymczasem Bridget pędziła swoim mini cooperem ulicami miasta. Była tak podniecona, że ledwo mogła usiedzieć w fotelu. Nie zważała na to, że już kilka razy przekroczyła dozwoloną prędkość i nie zwracała uwagi na znaki. Musiała jak najszybciej dotrzeć do domu. W końcu dojechała na miejsce. Nie zamknęła nawet drzwi od auta, chociaż dobrze wiedziała, że ojciec by ją za to zabił. Na dziedzińcu spotkała Jonathana, miłego faceta, którego jej rodzice zatrudnili, aby sprawował opiekę nad nią i Emily podczas ich nieobecności.
-Cześć, Jo!- krzyknęła na powitanie i przybiła mu piątkę. Był od niej starszy jakieś 10 lat, ale dziewczyna uważała go za rówieśnika i często powtarzała, że oprócz niej jest jedynym człowiekiem w tym domu, który ma równo pod sufitem.
-Bridget, gdzie ty się podziewałaś przez całą noc?- zapytał, przybierając surowy ton głosu.- Wszyscy się o ciebie martwiliśmy.
-Niepotrzebnie. Miałam do załatwienia bardzo ważną sprawę. Mógłbyś mi powiedzieć, gdzie jest Emily?
-W ogrodzie.- odparł.
-Dzięki!- wrzasnęła i już miała tam popędzić, ale zatrzymała się i zrobiła niepewną minę.- Ekhm... Jonathan, chyba nie powiesz rodzicom o tym, że szlajam się w nocy po mieście, co?
-A szlajasz się?- zapytał, uśmiechając się przebiegle. Bridget szybko zaprzeczyła:
-Oczywiście, że nie! Ale proszę, nie kabluj matce i ojcu, bo mnie ukatrupią jak wrócą. Jestem tylko niewinną, szesnastoletnią dziewczynką. Chyba nie chciałbyś, żebym umarła w tak młodym wieku? A jeśli im to powiesz, to mogę zacząć kopać sobie grób.
-No dobrze.- rzekł zrezygnowany.- Ale musisz mi obiecać, że to już się nie powtórzy.
-Oczywiście.- obiecała i ile sił w nogach pognała do ogrodu.
-Emily!- wrzasnęła radośnie, a z tego szczęścia aż przeskoczyła leżak, na którym wylegiwała się jej siostra.
-Jasna cholera!- przestraszyła się Em.- Bridget, co ty wyprawiasz?!
-Cieszę się jak idiotka!- krzyknęła i zaczęła skakać w kółko i wrzeszczeć na całe gardło jakieś niezrozumiałe słowa.- Jaram się jak Fredka Jeremiaszem!
-Ty lepiej zostaw w spokoju Fineasza i Ferba i powiedz mi, co ci się stało? Wygrałaś milion na loterii?
-Z tego bym się nie cieszyła. W końcu rodzice mają tyle na co dzień.
-W sumie racja.- przyznała Emily.- Więc z czego się tak cieszysz?
-Siostrzyczko, właśnie dzisiaj wieczorem spełni się moje marzenie!- krzyknęła i znowu zaczęła tańczyć. Uspokoiła się dopiero po 10 minutach.
-Boże, do teraz nie mogę w to uwierzyć!
-Cóż, widzę, że się nie dowiem, o co chodzi, więc powiedz, gdzie się podziewałaś przez całą noc?
-Stałam w kolejce po dwa świstki papieru. Niby takie zwykłe, ale takie niezwykłe!- wyciągnęła ze swojej torebki owe karteczki. Następnie, zapominając o tym, że jej siostra jest w stanie błogosławionym, złapała ją za ręce i wyprodukowała jakiś taniec plemienia murzyńskiego.
-Bridget!- krzyknęła Em.- Puść mnie! Ja nie mogę z tobą pląsać! Zapomniałaś, że jestem w ciąży?
-Teraz nic nie jest dla mnie ważne! Raduj się ze mną!
-Problem w tym, że nie wiem z czego mam się tak radować. Ochłoń trochę i mnie poinformuj, z łaski swojej.
-Przepraszam, trochę mnie poniosło.- Bridget usiadła na trawniku i odsapnęła. Następnie zaczęła wyjaśniać:
-Zdobyłam je! Zdobyłam bilety, te upragnione bilety!
-Czy ty się aby na pewno dobrze czujesz?
-Tak, jestem tego pewna na 100%.- powiedziała i ujęła dłonie siostry, patrząc na nią swoimi rozradowanymi, brązowymi oczami.- Dzięki mnie twoje problemy się rozwiążą, a moje marzenie się spełni. Takie dwa w jednym, rozumiesz?
-Wybacz, ale nie bardzo.
-To może zacznę od początku?- zaproponowała Bri i usadowiła się wygodniej na trawie.- Przeczytałam niedawno w Internecie, że pewien zespół, który obie bardzo dobrze znamy, ma trasę po Ameryce Północnej i Południowej. Będą dawać koncert również u nas, w Chicago i to dzisiaj wieczorem! Jak tylko się o tym dowiedziałam, to bez zastanowienia wsiadłam w samochód i pojechałam tam, gdzie sprzedawano bilety. Dochodziła 11 w nocy, a wszystko zaczynało się o 7 rano. Kolejki i tak były okropnie długaśne. Normalnie myślałam, że nie dostoję, ale się udało.- tu naszła ją fala śmiechu, którego w żaden sposób nie mogła opanować.- Przepraszam, ale na samo wspomnienie chce mi się chichrać. Przepychałyśmy się jak wariatki. W końcu doszło do mnie i rozumiesz?! Trafiły mi się dwa ostatnie, tylko niestety bez wejściówek za kulisy. Błagałam faceta na kolanach przez godzinę, żeby mi wymienił, ale się kretyn upierał, że już nie ma. Dopiero jak mu dałam wszystkie pieniądze, jakie miałam, to się znalazły. Kurde, iPoda szlag jasny trafił, ale przynajmniej mam bilety!
-Jakie bilety? Jaki zespół? O czym ty, do diabła, mówisz?- Emily nadal nie zrozumiała, o co chodziło jej siostrze.
Bridget palnęła się z otwartej ręki w czoło i mruczała coś pod nosem.
-Wiesz co?- zapytała po chwili.- Nigdy nie wierzyłam w to, że kobietom w ciąży zmniejsza się mózg, ale dzisiaj się do tego przekonałam. Mówię o...
-Czekaj, sama zgadnę.- przerwała jej Em i zaczęła główkować:
- "Obie dobrze znamy ten zespół, rozwiążą się moje problemy, a marzenie Bri się spełni... O mój Boże, to nie mogą być oni!"
-One Direction?- wyszeptała i ukryła twarz w dłoniach. Ostatnią rzeczą, o jakiej marzyła, było spotkanie z nimi. Bridget w jednej sekundzie zrzedła mina.
-Ej, co się stało?- zapytała i uklękła przy niej.- Myślałam, że się ucieszysz.
-No to źle myślałaś!- syknęła.- Wiesz, że nie chcę się widzieć z Harrym.
-O nie, Emily!- zdenerwowała się młodsza Gilbert.- Wałkowałyśmy ten temat już setki razy. On musi wiedzieć, że za trzy miesiące zostanie ojcem!
-Jak to będzie wyglądało? Jak ja mu spojrzę w oczy po tym wszystkim, co mu zrobiłam?
-Co się stało, to się nie odstanie. Życie płynie dalej, etcetera, etcetera...- powiedziała Bridget, kręcąc palcem w powietrzu.- Dlatego pójdziesz ze mną na ten koncert i porozmawiasz z Harrym.
-Jak się o tym rodzice dowiedzą, to mnie wyślą do ciotki Janet listem poleconym.- burknęła.
-Nie martw się, nie dowiedzą się.- poklepała ją po ramieniu Bri.- Jonathan nic im nie powie, już moja w tym głowa.
-Tak, o to możemy być spokojne. Dzisiaj już dwa razy mnie pytał, czy zostanę jego żoną. Kretyn przyczepił się, jak rzep do psiego ogona.
-Przestań, Jo to równy gość. Na pewno nie podkabluje.- zapewniła Birdget.- Emi, zgódź się. To taka wspaniała okazja, już się więcej nie przytrafi! Musiałabyś lecieć specjalnie do Londynu, a teraz będziesz miała Harry'ego na miejscu!
-No nie wiem.- dziewczyna wciąż się wahała.- A jak ktoś mnie rozpozna?
-Tak się obie ubierzemy, że nie będzie na to szans.- uśmiechnęła się Bri, a Emily mocno ją przytuliła.
-Kocham cię, głąbie, wiesz?- zapytała, czochrając jej włosy. Młodsza siostra się roześmiała.
-Nie wiem, bo nigdy mi tego nie mówiłaś. A przynajmniej sobie nie przypominam.
-No, to teraz mówię. Chociaż czasem działasz mi na nerwy, to i tak cię kocham. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego mi tak pomagasz?
-Może dlatego, że też cię kocham?- Bridget przechyliła głowę na bok, a po chwili położyła ją na brzuchu Em.- Przepraszam, ciebie też kocham, mój mały siostrzeńcu.
____________________________

PRZEPRASZAM! Wiem, że rozdział miał być tydzień temu, ale wypadło mi coś bardzo ważnego i nie mogłam napisać. Liczę, że mnie zrozumiecie. Przepraszam od razu, że rozdział jest taki dziwny. Wiem, że bilety na koncert kupuje się przez Internet. To, co napisałam tutaj wygląda jak wzięte prosto z komuny xD Opisałam to w ten sposób, ponieważ chciałam, żeby było śmieszniej. Jeśli mi się nie udało, a podejrzewam, że tak, to przepraszam. Ważne, że mają bilety i jadą na koncert, co nie? :)
Następny rozdział postaram się dodać w przyszłym tygodniu.
Dzięki za komentarze i wejścia.
Na razie! ;)


piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 54 "Nigdy nie pozwolę nikomu, żeby zepsuł to, co nas łączy..."

-O mój Boże, Meg!!!- krzyknęła przerażona Mary. Przyjaciółka wpadła prosto w jej ramiona. Była blada, wyglądała jak trup, praktycznie niczym się od niego nie różniła.
-Martha! Na pomoc!
-Co się stało?!- rudowłosa nadbiegła od strony korytarza. Kiedy zobaczyła zemdloną Megan, przestraszyła się nie na żarty.
-Przenieśmy ją do salonu na sofę.- zakomenderowała. Tak też zrobiły.
-Chyba powinnyśmy zadzwonić po pogotowie.- zasugerowała blondynka.
-Albo do Zayna, chociaż...
-Nigdzie nie dzwońcie.- dziewczyny usłyszały słaby głos Meg.- Już w porządku.
-Boże, ale nas wystraszyłaś!- krzyknęła Mary, trzymając się za serce.
-Przepraszam. Mogłybyście przynieść mi szklankę wody?
Martha pobiegła do kuchni, a po chwili wróciła z butelką i kubkiem.
-Dzięki.- rzekła brązowowłosa i opróżniła do dna zawartość kubka.- Od razu lepiej.
-Na pewno już się dobrze czujesz?
-Fizycznie tak- powiedziała- ale psychicznie, nie! Mam ochotę pójść za tą siksą i ją rozszarpać!
-Megan, spokojnie.- przemówiła łagodnie Mary.
-Co spokojnie?! Co spokojnie?! Jak ja mogę być spokojna po tym, jak ta kretynka naopowiadała tyle głupot?! I ona miała jeszcze czelność tu przychodzić!
-Nie denerwuj się. Już po wszystkim. Ona poszła i nie wróci.
-Wróci, wróci! Tego się możecie spodziewać. Boże, Martha, mam nadzieję, że nie uwierzyłaś w te bzdury o Louisie?
-Nniee...- wyjąkała Ruda i się zamyśliła.
-Mieliście co do niej rację.- przemówiła Mary.- Ty, Louis, Harry, wszyscy! Jest taka bezczelna i wkurzająca.
-O, nie bój się! Jeszcze nie objawiła swojego charakteru w całości. Czuję, że ona coś kombinuje. Przecież nie przychodziła tu chyba po to, żeby naopowiadać głupot o Louisie.
-Może zrobiła to specjalnie?- zasugerowała Black.- Myśli pewnie, że teraz Martha odejdzie od Lou i ona będzie mogła do niego wrócić.
-Jak ona tak może?- zapytała rudowłosa.- Ja jej nie oddam Louisa, przecież go kocham.
-Ona już miała swoją szansę. Nawet kilka razy. A to, że nie umiała jej wykorzystać, to już jej wina. On jej nie wybaczy, za bardzo go upokorzyła.- powiedziała Megan.- Przepraszam was, ale chyba pójdę do siebie się położyć.- po tych słowach wstała i skierowała się w stronę schodów. Zaś Ruda i Mary podążyły do kuchni, aby dokończyć zmywanie naczyń.

***

Dochodziła godzina 20.00. Mary szybko zjadła kolację, wykąpała się i pospieszyła do swojego pokoju. Umówiła się dzisiaj  z Harrym na Skype. Wyciągnęła laptopa z szuflady, zalogowała się i czekała . Po chwili jej oczom ukazał się Liam, bawiący się z jakimś małym bobasem. Blondynka wywnioskowała, że była to dziewczynka, bo miała we włoskach ogromną, białą kokardę w czarne kropki,
-Daddy, co ty tam robisz?- zapytała, nie kryjąc rozbawienia.
-Matko, ale mnie wystraszyłaś!- krzyknął.- Stoję na straży i robię za niańkę.
-Co to za słodki dzidziuś?
-To Lux, córeczka naszej makijażystki.
-Opiekujesz się nią?
-Chwilowo tak. Jej mama, Danielle i reszta dziewczyn z zespołu tanecznego poszły na zakupy. Raczej nie wrócą zbyt prędko.
-Gdzie Harry?
-Zaraz przyjdzie. Musiał iść się umyć, bo Louis dorwał mąkę z kuchni i go osypał.
-Aha.- roześmiała się.- To wesoło tam u was.
-A u was nie?
Jednak Mary nie odpowiedziała, bo w tej chwili do pomieszczenia wszedł Loczek. Na widok swojej dziewczyny na ekranie laptopa, uśmiechnął się promiennie, ukazując swoje słodkie dołeczki.
-Odsuń się, Liam.- odepchnął przyjaciela na bok i zasiadł na jego miejscu.
-Taa, widzę, że nie jesteśmy tu zbyt mile widziani, więc się zmywamy, co nie Lux? To na razie, Mary!- oboje pomachali dziewczynie na pożegnanie i wyszli z pokoju.
-Papa! Pozdrów chłopaków!
-Cześć, kocie.- przywitał się Styles.
-Hej.- uśmiechnęła się.- Słyszałam, że Lou potraktował cię mąką.
-Tak. Nie ma z nim ani chwili spokoju.
-Co u was słychać?- zaciekawiła się.
-Wszystko w porządku. O ósmej wieczorem mamy koncert, a jutro wyjeżdżamy do Los Angeles.
-A gdzie teraz jesteście?
-Jeszcze w Nowym Jorku. Mówię ci, fajnie tu. Hotel full wypas, tylko mam pokój na spółkę z Louisem i Zaynem, no ale to szczegół.- powiedział, a Mary się roześmiała.
-Właśnie widać, że masz pokój z Lou. Co te spodnie robią na szafie?
-Suszą się. Liam go popchnął i wpadł w kałużę.- wyjaśnił.
-Ile macie jeszcze koncertów?
-Dwa w Los Angeles, w Chicago, w Las Vegas. Trzy w Teksasie o w Meksyku. Następnie jedziemy do Kanady i tam po dwa w Ottawie, Toronto, Montrealu i Vancouver. A potem po trzy w Brazylii i w Argentynie. Mówię ci, można zwariować.
-Boże, zwiedzisz pół świata. Jak ja ci zazdroszczę!
-Następnym razem zabiorę cię ze sobą, obiecuję.- rzekł.- Powiedz teraz, co tam u was?
-Yyy... wszystko dobrze.- odparła, starając się ukryć zakłopotanie.
-Ej, coś mi tutaj kłamiesz.- Harry nie dał się oszukać.- Co się stało?
-Dobra, powiem ci, ale błagam, nie mów o tym nikomu, zwłaszcza Louisowi.
-Okey.- obiecał Loczek. Blondynka zaczęła opowiadać:
-Była tu dzisiaj Eleanor...
-Że co?!- przerwał jej zaskoczony.- Żartujesz?!
-Nie, naprawdę.- zapewniła.
-Po co przyszła?- pytał nadal.
-Mówiła, że ma coś ważnego do powiedzenia Marthcie. Ale wcześniej podobno chciała widzieć się z Louisem.
-O czym gadała?
-Same głupoty. Głównie o nim, że jest oszustem, że zdradzał ją na prawo i lewo i że Rudą też to spotka. O Zaynie też coś pieprzyła, że nie jest taki święty, na jakiego wygląda. A najgorsze jest to, że domyśliła się, że Megan jest w ciąży.
-Matko, co za kretynka! Ona w ogóle nie ma wstydu. A co na to Martha i Meg?
-Martha cały dzień była smutna, a Megan tak się wkurzyła, że zemdlała. Tylko proszę, nie mów o tym ani Louisowi, ani Zaynowi, bo będą chcieli wracać do Londynu, a wtedy Paul jeszcze bardziej nas znienawidzi.
-Obiecuję, że nie pisnę nawet słówkiem.- rzekł, podnosząc do góry dwa palce. Po chwili odezwał się:
-Mary, nie przejmuj się Paulem. To stary osioł. Myli, że ja i chłopaki nie mamy uczuć i nie możemy się zakochiwać, ale to nie prawda. Niech sobie mówi, co chce, nie martw się tym. A jeśli powie o tobie coś okropnego, to pożałuje.
-Harry, czuję, ze on będzie chciał zepsuć nasz związek. Wiem, że jestem zwykłą przybłędą i...
-Nie mów tak. Jesteś wspaniała, jedyna w swoim rodzaju i za to cię kocham. Nigdy nie pozwolę nikomu, żeby zepsuł to, co nas łączy. Słuchaj, muszę już kończyć. Za kilka godzin mamy koncert, więc trzeba się przygotować. Odezwę się jutro. To do widzenia, a właściwie dobranoc, bo w Londynie już późno. Kocham cię i bardzo mi cię tutaj brakuje.- wyznał, a jego zielone oczy w jednej chwili stały się smutne.
-Też cię kocham. Trzymam za ciebie kciuki. Papa!- puściła mu całusa w powietrzu, a po chwili ekran stał się czarny.
Mary z westchnieniem zamknęła laptopa, odłożyła go z powrotem do szuflady i sięgnęła do szafki nocnej, na której stało zdjęcie Harry'ego. Długo się w nie wpatrywała; tęskniła za Loczkiem, a przecież w trasie był dopiero niecały tydzień. W końcu pocałowała fotografię i zasnęła, przyciskając ją do piersi.
__________________________

No cześć miśki! Jest rozdział 54, mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Następny w niedzielę (24.02). Przygotujcie się, bo będzie Emily! Nie zabraknie też Bridget xD
Dobra, nie napiszę więcej. Albo nie, muszę napisać! Tam gdzie Harry wymienia koncerty oczywiście nie wierzcie na słowo xD Nie wiem, po ile grają w danym mieście, kraju, więc wszystko zmyśliłam. Oczywiście, nie obeszło się bez pomocy atlasu xD
Spadam zrobić porządek z tym blogiem ;)
Na drugim powinna się dzisiaj pojawić notka wyjaśniająca.
Czy Wy też jaracie się tak strasznie One Way Or Another?! 





Na razie tyle ściągnęłam xD

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 53 "Czuję, że zbliżają się kłopoty..."

Przez kilka następnych dni w domu One Direction panowała smutna atmosfera. Dziewczyny nie mogły przyzwyczaić się do nieobecności chłopaków, było bez nich nudno i spokojnie, zdecydowanie za bardzo spokojnie. Śniadania, obiady i kolacje mijały w ciszy, bo Megan, Martha i Mary pogrążały się w myślach i tęsknocie za swoimi ukochanymi.
-Kurczę, pusto tu bez nich.- stwierdziła pewnego pochmurnego i deszczowego dnia Ruda, zajadając się owsianką.
-I tak będzie przez dwa miesiące! Matko, ja tego nie wytrzymam!- krzyknęła płaczliwie Mary.
-Musicie się zacząć przyzwyczajać.- powiedziała Meg.- Oni często będą tak wyjeżdżać. Dwa miesiące to pestka, kiedyś byli w trasie przez prawie pół roku. Zayn chciał mnie zabrać ze sobą, ale tak jak tym razem. Paul mu zabronił.
-Nie wydaje wam się, że ten ich menadżer nas nie lubi?- zapytała blondynka.
-Właśnie, wczoraj tak dziwnie się zachowywał.- wtrąciła się Martha.
-Powiem otwarcie: dobrze się wam wydaje.- rzekła Megan.- On nas wręcz nienawidzi.
-Ale dlaczego? Przecież nawet nas nie zna. Przecież to nienormalne.
-Paul jest po prostu materialistą, dla niego liczą się tylko pieniądze. Wiecie ile on zgarnia kasy za to, że się "opiekuje" chłopakami? Bardzo dużo.
-Ale co to ma do rzeczy?
-A żebyś wiedziała, że ma.- powiedziała Meg.- On po prostu bo się, że dla chłopaków staniemy się ważniejsze niż muzyka i wtedy skończą się jego dochody. Więc radzę wam się przygotować, bo Paul zrobi wszystko, żeby was odsunąć od Harry'ego i Louisa. Uwierzcie mi, sama przez to przechodziłam. Kiedy zaczęłam chodzić z Zaynem, to knuł ciągle, co zrobić, żebyśmy się rozstali. On ma córkę i próbował wcisnąć ją Zayn'owi na siłę.
-A co on na to?
-Przecież wiecie jaki jest. Na początku się nie opierał, ale potem się opamiętał. Powiedział Paulowi, żeby na niego nie nasyłał innych dziewczyn, bo i tak ze mnie nie zrezygnuje.
-Ale Harry przecież też miał dziewczynę.- odezwała się Martha.- Ją również nękał?
-Nie. Emily miała sławnych rodziców. Jej matka to malarka, a ojciec jest najsławniejszym sędzią w całych Stanach. Paul czepia się tylko tych dziewczyn, które nic nie znaczą w tym całym show biznesie. Ja jestem córką pijaka, ty wychowałaś się w Domu Dziecka, a twoi rodzice zginęli w wypadku. Żadna z nas nie jest gwiazdą, a jednak zwrócili na nas uwagę chłopaki z One Direction, więc Paul będzie się starał nas od nich odsunąć.
-Ten świat jest nienormalny.- powiedziała Mary, patrząc się w przestrzeń za oknem.- Harry, Louis, Liam, Zayn i Niall też byli kiedyś zwykłymi ludźmi, ale to nie znaczy, że tych którzy nie są sławni i ważni trzeba odsuwać na bok i traktować jak najgorsze szmaty.
-Tak widocznie musi być i niestety tego nie zmienimy.- westchnęła Martha.
-Dobra, dosyć tego użalania się nad złem całego świata.- odezwała się Megan, zbierając miski ze stołu.
-Co ty robisz?- zapytała Mary.
-Jak to co? Będę zmywać naczynia.
-O nie, nie! Ja i Martha obiecałyśmy Zayn'owi, że nie będziesz się przemęczać. Ja to zrobię.
-Stanie nad zlewem i ruszanie rękami to według ciebie "przemęczanie się" ?
-Dokładnie tak.- uśmiechnęła się Black, a jej rudowłosa przyjaciółka zaczęła wypychać Megan z kuchni.
-Idź lepiej na górę, weź prysznic i ubierz się.- poleciła.- Pojedziemy na zakupy.
Zrezygnowana dziewczyna posłuchała Rudej. Martha też miała zamiar pójść do łazienki, ale nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyła je. Stała za nimi dziewczyna o brązowych oczach i długich włosach tego samego koloru. Zmierzyła Stewart od stóp do głów, a po chwili zapytała:
-Louis jest w domu?
-Nie.- zaprzeczyła.
-A kiedy będzie?
-Wyjechał do Nowego Jorku, wróci za dwa miesiące.
-Ach tak.- zrobiła zasmuconą minę.- No trudno. Przyjdę innym razem.- i już zbierała się do wyjścia, ale nagle z powrotem się odwróciła i znowu zmierzyła Rudą badawczym wzrokiem.
-Czy ty jesteś Martha Stewart, jego dziewczyna?
-Zgadza się.- potwierdziła.
-Boże, to dobrze, że cię spotykam! To jest naprawdę ostatni moment, żeby cię uratować!
-Przepraszam, ale nie rozu...
-Zaraz wszystko zrozumiesz.- zapewniła i bez pozwolenia wparowała do środka, kierując się do kuchni. Martha zamknęła drzwi i podążyła za nią. Twarz tej dziewczyny wydawała jej się znajoma, ale w tej chwili nie mogła sobie przypomnieć, skąd ją zna.
Tymczasem brązowowłosa wmaszerowała do kuchni i zaczęła się uważnie rozglądać dookoła.
-Nic się tutaj nie zmieniło.- stwierdziła.
Mary, która zmywała naczynia, słysząc obcy, piskliwy głos, odwróciła się i spojrzała na przybyłego gościa.
-O, zatrudniliście sprzątaczkę!- wykrzyknęła nieznajoma na widok blondynki. Ona się oburzyła; może jest sierotą i przybłędą, ale nikt nie będzie jej uważał za sprzątaczkę! W końcu każdy, nawet ona ma swoją godność!
-Przepraszam, ale ja nie jestem żadną sprzątaczką. Jestem Mary Black.- powiedziała i wlepiła wzrok w brązowe tęczówki tamtej.- A ty to niby kim jesteś?
-Mary Black, jak miło cię poznać!- wykrzyknęła dziewczyna i się roześmiała.- Jestem Eleanor Calder.
Blondynka i Martha popatrzyły na siebie z przerażeniem. Dużo dowiedziały się o niej od chłopaków i Megan i nie były to rzeczy pozytywnie o niej świadczące. Ta niespodziewana wizyta z pewnością nie zapowiadała niczego dobrego.
-No, to teraz, jak się już poznałyśmy, bądź tak miła i wyjdź.- rozkazała El.- Mam do pogadania z twoją koleżanką.
Mary nie dyskutowała, wyszła posłusznie, ale nie zamierzała spoczywać na laurach. Usiadła na schodach i uważnie nasłuchiwała. W tym momencie pojawiła się Megan, wykąpana i przygotowana do drogi. Na widok przyjaciółki, która przyciskała ucho do ściany, zdumiała się.
-Mary, co ty wyprawiasz?- zapytała.
-Cicho, nie tak głośno!- wyszeptała, przykładając palec do ust.
-Co się dzieje?- zadała pytanie Meg, z tym, że już o pół tonu niżej.
-Eleanor przyszła.
-Co?!- dziewczyna Zayna nie kryła oburzenia.
-No, przecież mówię.
-Kto ją tu wpuścił, na miłość boską?! Błagam, tylko nie mów, że to ty, bo rzucę w ciebie czymś ciężkim.
-Nie. Martha ją wpuściła.
-Czuję, że zbliżają się kłopoty.
-Jakbyś mogła się zamknąć, bo Ruda coś mówi.- poprosiła Mary.
-No, to o czym tak chciałaś pogadać.- usłyszały głos Marthy.
-O czymś bardzo ważnym.- oświadczyła grobowym głosem Eleanor.- Zależy od tego twoje dobro.
-Od kiedy ty martwisz się o czyjeś dobro?- zadrwiła.
-Hmm... Widzę, że Louis zdążył ci już o mnie opowiedzieć.
-Co nieco wspominał.- mruknęła rudowłosa.
-W takim razie teraz ja ci o nim opowiem.- powiedziała i chytrze się uśmiechnęła.
-Nie musisz. Lou to mój chłopak. Wiem o nim wszystko.
-Martha, jesteś żałosna.- tym razem Eleanor bezczelnie się roześmiała.- Tak naprawdę nic o nim nie wiesz.
-To w takim razie mnie oświeć.
-Proszę bardzo. Louis to oszust i manipulator. Mnie też kiedyś mówił, że kocha i nigdy nie zostawi. Ja głupia mu uwierzyłam. A on zdradzał mnie na prawo i lewo. Zobaczysz, z tobą będzie tak samo. Wiesz, ile w Nowym Jorku jest ładnych dziewczyn? Całe mnóstwo! Zaraz sobie jakąś znajdzie i cię zostawi. Najwyższy czas, żebyś od niego odeszła. Oszczędź sobie cierpienia.
-Skąd mam wiedzieć, że ty mnie nie okłamujesz?- zapytała Ruda podejrzliwie.
-Zaufaj mi. Ja ci daję tylko rady...
-Tylko czy dobre?- odezwała się Meg, stając w drzwiach kuchni.- Znam cię na tyle długo, że nie przypominam sobie, żebyś komuś dobrze radziła.
-Proszę, proszę.- Eleanor uśmiechnęła się bezczelnie.- Megan Austin we własnej osobie. Nic się nie zmieniłaś. Jesteś tak samo wredna, jak kiedyś.
-A ty tak samo bezczelna.- odgryzła się, krzyżując ręce na piersi.- Dobrze ci radzę, wyjdź z tego domu czym prędzej, bo moja cierpliwość powoli się kończy.
-Naprawdę? A moja wręcz przeciwnie. Chętnie tu jeszcze posiedzę i poopowiadam różne ciekawe historyjki o Louisie, o tobie.
-Dosyć już nakłamałaś, wystarczy.- przemówiła Mary.- Jeśli myślisz, że on do ciebie wróci, to jesteś w dużym błędzie.
-Najlepiej jest odwrócić kota ogonem, prawda Eleanor?- zapytała Megan.- Mówisz, że to Louis cię zdradzał, ale to ty pakowałaś się do łóżka każdemu, jak jakaś dziwka. To Lou cierpiał, bo go upokarzałaś i nie umiał się od ciebie uwolnić.
-Meg, nie oszukujmy się. Zayn też nie jest taki święty, na jakiego wygląda. No, powiedz otwarcie, z iloma cię zdradził?- El też nie dawała za wygraną. Na twarzy jej rywalki pojawił się wyraz gniewu.
-Wynoś się!- krzyknęła.- Nie przychodź tu więcej, bo będziesz miała przechlapane!
-Nie denerwuj się.- powiedziała łagodnie Mary.- W twoim stanie to niebezpiecznie.
Eleanor uniosła brew, a jej usta wykrzywiły się w chytrym uśmiechu. Domyśliła się, co to znaczy.
-Same widzicie, że Zayn Malik to łajdak. Zrobił dziecko waszej przyjaciółce.
-Zamknij się!- rzuciła przez zęby Meg.- Nie masz prawa tak o nim mówić. Sama jesteś kretynką!
-Eleanor, wyjdź.- rozkazała Martha i skierowała się na korytarz, do drzwi, aby je otworzyć i wyprosić gościa.
-Zobaczycie, wszystkie się jeszcze doigracie!- krzyknęła i wybiegła z domu. Megan zaś osunęła się na ziemię bez przytomności...
____________________________

No cześć! ;* Wiem, rozdział miał być wczoraj, ale nie zdążyłam napisać, bo była akcja dla Eda Sheerana z okazji jego urodzin i chciałam pomóc : ) I tak przekroczyłam limit tweetów, ale to tak na marginesie xD Rozdział jest więc dzisiaj i mam nadzieję, że wam się spodoba.
Jak zauważyłyście, do obsady dołączyła tymczasowo Eleanor. Tutaj będzie ona czarnym charakterem, ale żeby nie było, tak naprawdę to ja nic do niej nie mam, została tu taka wredna na potrzeby opowiadania xD Co do wspomnianej córki Paula, nie wiem, czy takowa istnieje. Wiem, że Paul ma jakieś dzieci, ale podejrzewam, że takie mniejsze. Załóżmy, że była tam jakaś starsza xD
Dobra, teraz informacje ogólne. Następny rozdział mogę dodać w czwartek albo piątek, jeszcze nie wiem. Na drugim blogu rozdział jest już zaczęty, powinien być jutro. Dla tych, którzy już nie mogą doczekać się Emily w rozdziałach: pojawi się już niedługo, zdaje się, że w 55, 56 i 57 rozdziale, więc nie martwcie się, nie zapomniałam o niej : ) W tym tygodniu postaram się porządnie wziąć za tego bloga, nie będę zmieniać szablonu, bo mi się bardzo podoba, ale chciałam usunąć kilka zakładek, w końcu odpowiedzieć na te wszystkie nominacje, które dostałam i ogólnie trochę tu posprzątać xD
Czy Wy też nie możecie doczekać się teledysku do One Way Or Another? *.*



Nie ja robiłam, jakby co xD

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział 52 "(...)chcę, żebyś miał coś, co mogłoby ci o mnie przypomnieć, kiedy będziesz tam..."

Harry obudził się pod wpływem mocnych wstrząsów, jeśli tak można określić to, że Louis skakał po nim i Mary jak oszalały.
-Wstawajcie!- wrzeszczał.- Już szósta!
-I co z tego?- wymamrotał jeszcze nieprzytomny Styles.
-O wpół do dziesiątej mamy samolot do Nowego Jorku.
Loczek gwałtownie zerwał się z łóżka, bo dopiero teraz przypomniał sobie, że to właśnie dzisiaj wylatuje z chłopakami i Danielle w trasę. Rzucił się w stronę wielkiej szafy, wyciągnął z niej ogromną walizkę i zaczął pakować do niej swoje ubrania. Mary, po przeciągnięciu się i rozcieraniu swoich zaspanych oczu, podeszła do chłopaka, aby mu pomóc.
-Kocie, po co ci to?- zapytała, unosząc do góry swoją starą, rozciągniętą, czarną koszulkę do spania z napisem "Sexy Girl".
-Będę w niej spał.- oświadczył, jakby nie było w tym nic dziwnego.
-To się nawet do wycierania podłogi nie nadaje. Poza tym, ty nie jesteś "Sexy Girl".
-Ale jestem "Sexy Boy". Śmiesz w to wątpić?!- Harry zrobił oburzoną minę.
-Oczywiście, że nie.- uśmiechnęła się zawadiacko i dała mu soczystego buziaka.
Godzinę później Styles był już spakowany; jego walizka na kółkach ledwo się domknęła. Następnie on i Mary zeszli na dół, do kuchni, gdzie znajdowała się już reszta domowników. Martha zrobiła na śniadanie parówki z serem. Wszyscy siedzieli przy sole, zaś Malik, który nie lubił wcześnie wstawać, oparł głowę na rękach, a spod jego nosa wydobywało się ciche chrapanie.
-Zayn, wstawaj!- szturchnęła go Megan.
-Co, co?!- zerwał się.- A tak, no już, już, no, no, no wstaję...- bełkotał.
-Całe życie prześpisz. Tylko swojego ślubu przez to nie przegap.- odezwał się Louis. Malik od razu się ocknął:
-Tomlinson, morda cię swędzi?- warknął.
Chłopaki od kilku dni dokuczali mu, że skoro zostanie ojcem, to powinien się szybko ożenić. Denerwowało go to, bo w końcu miał dopiero 19 lat, więc był za młody na ślub, nie wspominając już o dziecku.
-Żeby ciebie zaraz nie zaswędziała.- odgryzł się Louis.
-Zamknijcie się i jedzcie, bo wam wystygnie.- skarciła ich Martha.
-Matko, jakie to dobre!- wykrzyknął Niall, zajadając ze smakiem parówki.
Po śniadaniu chłopcy z zespołu One Direction zaczęli powoli przygotowywać się do drogi. Każdy poszedł do swojej łazienki, aby wziąć prysznic, ułożyć włosy i się ubrać. Dziewczyny zaś usiadły w salonie i oglądały jakiś serial w telewizji.
Pierwsi zjawili się Liam i Niall. Payne ubrał się w dżinsowe rurki, biały T-Shirt i pomarańczową koszulę w kratkę, a blondyn w niebieskie rurki, niebieską bluzę z kapturem i żółtą koszulkę.
-A gdzie reszta?- zapytała Martha.
-Jeszcze siedzą w łazienkach.- wyjaśnił Li i wyłożył się na sofie obok Danielle.
-Gdzie macie pierwszy koncert?
-W Nowym Jorku, jutro.- odezwał się Niall, który próbował podebrać Mary miskę z chipsami.
Nagle do pomieszczenia wpadli ścigający się Harry i Louis. Loczek był ubrany w kremowe spodnie i czerwono-niebieską koszulę w kratkę. Tomlinson zaś założył czerwone rurki i biały T-Shirt w czarne poziome paski. Chwycił poduszkę i rzucił nią w Styles'a.
-Idioto, gdzie schowałeś moją walizkę?!- wrzeszczał jak opętany.
-Nie schowałem jej!
-To gdzie jest?
-Tam, gdzie ją wcześniej zostawiłeś!
-Tam jej nie ma!- krzyknął.
-Może krasnoludki ją porwały, bo nie chcą żebyś wyjechał?- zasugerował Harry.
-Albo pewien podstępny osobnik w kręconych włosach...
-Nie mam pojęcia, o kim mówisz.
Nagle na dół zszedł ubrany w jasne rurki, niebieski T-Shirt i szarą koszulę Zayn.
-Louis, do cholry!- zawrzeszczał.- Ja wiem, że jesteś bałaganiarzem, ale czy naprawdę musiałeś zostawić swoją walizkę pod drzwiami do MOJEJ łazienki?! Prawie się na niej zabiłem.
-No i znalazła się twoja zguba.- powiedział Harry.
-Przepraszam, przyjacielu, jestem stary sklerotyk.- Lou poklepał go po ramieniu i pobiegł po swój bagaż.
Dziewczyny też skierowały się na górę, aby się przebrać i odświeżyć, bo miały zamiar pojechać z chłopakami na lotnisko. Tymczasem pod dom One Direction zajechał mały, biały busik. Wysiadł z niego mężczyzna w średnim wieku, ubrany w białą koszulę i czarne spodnie i w czarnych okularach na nosie. Podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Otworzył mu je Tomlinson, który właśnie zniósł na dół swoją walizkę.
-O, cześć Paul!- krzyknął na widok menadżera.- Wchodź.
-Jesteście już gotowi?- zapytał mężczyzna. Louis potwierdził ruchem głowy.
-Czekamy tylko na dziewczyny.
-Jakie dziewczyny?
-No, na Marthę, Megan, Mary i Danielle. Zaraz tu przyjdą.
-Nie wiedziałem, że te trzy pierwsze też z nami jadą.- powiedział Paul, ściągając okulary i bacznie spoglądając na najstarszego członka zespołu. W jego głosie słychać było niezadowolenie.
-Tylko na lotnisko, żeby się z nami pożegnać.- wtrącił się Harry.- Czy jest z tym jakiś problem?
-Owszem. Po pierwsze: nawet nie zapytaliście mnie o zdanie. A po drugie: nie pomyśleliście nawet o tym, że mój bus nie pomieści całego miasta.
-Jakiego całego miasta?!- oburzył się Niall.- Przecież to tylko trzy dziewczyny.
-Kiedy mówię, że nie ma miejsca, to nie ma!- ogłosił stanowczo Paul.
W tej chwili na dół zeszła Mary, a kilka sekund po niej przybyła reszta. Widząc gościa, przywitała się i wyciągnęła w jego stronę rękę. Mężczyzna jednak jej nie uścisnął, bąknął tylko w odpowiedzi coś niezrozumiałego i spojrzał na nią z pogardą.
-No, co tak stoicie jak te słupy?!- krzyknął.- Ruszcie dupy, trzeba się zbierać. Czekam na was w samochodzie, chłopcy.
-Słyszeliście i widzieliście to?!- zdenerwował się Harry, kiedy Paul zatrzasnął za sobą drzwi na dwór.- On się normalnie prosi, żeby dostać.
-Spokojnie, tylko spokojnie.- odezwał się Lou.- Jeszcze będzie chciał, żebyś coś dla niego zrobił. A wtedy ty mu powiesz "fuck you, Paul".
-Wcale nie jest mi do śmiechu.- fuknął Styles, piorunując wzrokiem Louisa.- Ten debil potraktował Mary jak jakąś trędowatą, której nie można dotknąć.
-Przestań, Harry.- chłopak usłyszał głos swojej dziewczyny.- Ludzie gorzej mnie traktowali.
-Ale ja nie pozwolę, żeby on zachowywał się wobec ciebie tak bezczelnie. Przysięgam, że następnym razem mu przywalę i...
-Dobra, chodźmy już, bo będziecie mieć przechlapane.- wtrąciła się Megan i już zbierała się do wyjścia, ale Zayn złapał ją za rękę.
-Poczekaj, nie jedziecie z nami.
-Jak to?- zdziwiła się.
-Paul nie zgodził się, żebyście z nami jechały.- oświadczył Mulat, lecz widząc smutne miny dziewczyn, szybko dodał:
-Ale nie martwcie się. Meg, weź klucze do mojego auta i zabierzesz Marthę i Mary na lotnisko.
-A co na to wasz menadżer?- zapytała Ruda.
-Niech się pieprzy!- krzyknął Louis, obejmując ją w pasie.- Nikt mi nie zabroni pożegnać się z moją dziewczyną.
Chwilę później dom One Direction opustoszał. Chłopcy i Danielle pojechali busem Paula, zaś reszta dziewczyn zabrała się samochodem Zayna. W czasie jazdy pierwszy pojazd zrobił sobie postój, bo Niall musiał kupić sobie "coś na drogę", żeby nie umrzeć z głodu podczas lotu, który trwał jakieś 6 godzin. W końcu dotarli na miejsce.
-Daję wam 5 minut.- powiedział menadżer, wyciągając z bagażnika swoją walizkę, a następnie poszedł z nią do samolotu, która stał już na lotnisku. Chłopaki nie tracili czasu, od razu zaczęli się z wszystkimi żegnać. Mary przytuliła Louisa, Nialla, Liama, Zayna i Danielle. Każdemu z nich życzyła dobrej zabawy i bezpiecznej podróży. Na koniec podeszła do Harrry'ego. On ujął jej dłonie w swoje ręce i spojrzał w jej piękne, błękitne oczy. Patrzyli tak na siebie przez chwilę.
-Mówiłem ci już, że jesteś śliczna?- zapytał, uśmiechając się.
-Wiele razy.- odrzekła i przytuliła się do niego mocno.- Kocham cię, Harry.
-Ja ciebie też.- wyznał i pocałował ją w czoło. Mary ujęła twarz Loczka i musnęła jego wargi. Chłopak odwzajemnił pocałunek. Najchętniej nigdy by się z nią nie rozstawał, nie wypuszczał z objęć. Jednak musiał, gdyż Paul zaczął ich popędzać.
-Chłopcy!- wrzeszczał, wychodząc z samolotu.- Chodźcie już! Zaraz wylatujemy!
-Chyba muszę iść.- rzekł smutno Harry. Dziewczyna pogłaskała go po policzku.
-Uważaj na siebie.
-Przysięgam, że następnym razem zabiorę cię ze sobą. Zadzwonię, jak tylko wylądujemy.
Styles jeszcze raz pocałował i przytulił blondynkę, a następnie wziął do ręki swoją walizkę na kółkach i wraz z resztą przyjaciół skierował się do latającego pojazdu. Po schodkach wchodził jako ostatni i drzwi już miały się za nim zamknąć, ale nagle usłyszał znajomy głos.
-Harry!- Mary biegła w jego stronę. Loczek pognał z powrotem na dół.
-Coś się stało?- zapytał. Dziewczyna zaczęła dyszeć ze zmęczenia.
-Chciałam ci coś dać.- wysapała i zdjęła z szyi swój wisiorek. Należał on do jej matki, a teraz ona go nosiła.
-Ja nie mogę go wziąć, przecież to twoja pamiątka po mamie.
-Ale chcę, żebyś miał coś, co mogłoby ci o mnie przypomnieć, kiedy będziesz tam.
-Dziękuję.- uśmiechnął się Styles, pocałował Mary lekko w usta i skierował się do samolotu.
Pilot odpalił silnik i po chwili maszyna ruszyła. Najpierw przez kilka minut jechała po pasie startowym, a następnie uleciała w powietrze. Martha i Megan podeszły do blondynki. Obie miały podkrążone oczy.
-Chodź, Mary.- rzekła rudowłosa.- Jedziemy do domu.
I wszystkie trzy, trzymając się za ręce podążyły w stronę samochodu Zayna.
__________________________________

Cześć! Przepraszam, że rozdział tak późno, bo miał być we wtorek. Niestety, nie miałam czasu, więc dlatego jest dzisiaj. Mam nadzieję, że Wam się spodoba : )
Dziękuję za wszystkie komentarze i za nominacje do Liebster Award i za tą drugą nagrodę. W wolnym czasie, czyli np. jutro postaram się na wszystko odpowiedzieć : )
Następny rozdział w niedzielę : ) Papa! ; * <3


Hahahaha xD
 


niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 51 "(...)będę za tobą cholernie tęsknić..."

Megan leżała w szpitalu prawie przez tydzień. Wypisała się jednak na własne życzenie, ponieważ chciała uczestniczyć w imprezie wydawanej na pożegnanie chłopaków, którzy nazajutrz mieli wylot do Stanów Zjednoczonych. Przyjaciele powitali ją ciepło i bez pretensji, w przeciwieństwie do Zayna, któremu dosyć porządnie się oberwało, przed jej powrotem. Wszyscy długo zastanawiali się, jaka ma być impreza i w końcu zdecydowano się na ognisko w ogrodzie. Mieli być obecni ludzie z domu One Direction, no i oczywiście Danielle. Wszystko w zasadzie było już gotowe; chłopcy ustawili stolik i ławki, a dziewczyny przygotowywały jedzenie. Zbliżała się godzina 18.00. Harry i Louis rozpalali ognisko, a Liam, Zayn i Niall znosili szklanki, soki, alkohol, popcorn, chipsy, pizzę i przede wszystkim kiełbaski do smażenia. Godzinę później towarzystwo siedziało już przy żrącym ogniu i każdy trzymał w ręku kijek z nabitą na niego kiełbasą.
-I pomyśleć, że jutro będziemy w Nowym Jorku.- odezwał się Malik.
-Wiecie, mieliśmy już dłuższe trasy od tej, którą dopiero rozpoczniemy, ale nigdy jeszcze nie będę tak tęsknił za tym domem, jak teraz.- powiedział Harry.- Rok temu nie przypuszczałem, że spotka mnie takie coś. Myślałem, że żyję, miałem wspaniałych przyjaciół, miałem Emily. Ale życie zaczęło się dla mnie dopiero wtedy, kiedy poznałem ciebie, Mary.- tutaj popatrzył na siedzącą obok blondynkę.
-Jak wy się w ogóle poznaliście?- zapytała ciekawie Danielle.
-W szpitalu.- wyjaśniła Black.- Przyszłam do Harry'ego, żeby z nim pogadać, bo był cały czas bardzo smutny i przygnębiony. Zaprzyjaźniliśmy się. Potem mnie uratował od śmierci, kiedy pobił mnie mężczyzna, u którego z Marthą mieszkałyśmy. No i teraz jestem tutaj.
Później chłopcy wrócili do czasów z X-factor. Opowiadali bardzo zabawne historie, które się wtedy wydarzyły. Louis'owi buzia się nie zamykała; cały czas upokarzał przyjaciół przy dziewczynach. Pamiętał najwięcej z tamtego okresu.
-A wiecie, że Harry'ego raz podglądała w garderobie Cheryl Cole?- zapytał, kątem oka spoglądając na Styles'a. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Nie podglądała, tylko weszła przypadkiem.- sprostował, rzucając w niego garścią popcornu.
-Harry, nie oszukujmy się.- powiedział Zayn.- Jej garderoba była daleko od twojej, więc to nie mógł być przypadek. Może chciała zobaczyć twoje sexy ciałko.
-Ej, wara od mojego chłopaka!- krzyknęła Mary.- Malik, chyba trochę za późno na zmianę orientacji.
-Jakbym chciał coś zmienić, to już dawno bym to zrobił.- rzekł, obejmując ramieniem siedzącą obok Megan.
Po chwili zapytał:
-Chłopaki, pamiętacie te wypacykowane lale, które wygrały rok temu w X-factor?
-Little Mix!- krzyknął Liam.
-One wcale nie są takie złe- stwierdził Harry, popijając łyk soku.
-Teraz "wypacykowane lale", a wcześniej kręciłeś się koło tej blondie, no, jak ona miała na imię?- wypominał Mulatowi, Payne.
-Perrie Edwards.- wtrącił się Niall.- To miała być miłość twojego życia.
-Weź przestań. To się szybciej skończyło niż zaczęło. Nie wiem, co ja w ogóle w niej widziałem.
-A dlaczego się rozstaliście?- zapytała Martha. Zayn się roześmiał:
-Przez nią.- wskazał na Megan.- Przyszła na nasz koncert i zaczęła rządzić moim sercem. Chociaż była uparta i nie chciała się ze mną na początku umawiać. Wyciskałem z siebie siódme poty, żeby ją przekonać. No i w końcu się udało.
Gadali jeszcze przez godzinę. Później Louis zaproponował, żeby zagrali w pokera, oczywiście na pieniądze. Każdy przyniósł wszystko, co tylko miał w portfelu. Rozłożyli wielki koc, siedli na nim, a Harry rozdawał karty.
-Lou, ile ci wymienić?- zapytał.
-Dwie proszę.- odparł. Loczek spełnił jego żądanie, a następnie "obsłużył" jeszcze pozostałych graczy. Potem zaczęły się stawki. Tomlinson od razu poszedł na całość i grał całą swoją forsą.
-Ostro jedziesz, misiu.- powiedziała Martha, mierzwiąc mu ręką włosy.
-Kochanie, bez ryzyka nie ma zabawy.
-No to pokaż te karty.- rozkazał Zayn.- Zobaczymy, czy takie dobre.
-No zobaczymy.- zaśmiał się Louis i wyłożył je na koc. Większości opadły szczęki, bo miał małego pokera, a był to prawie najwyższy układ kart.
-Kurwa mać i gówno będzie, a nie IPod!- wkurzył się Malik, rzucając swoimi kartami, które zawierały niestety tylko streeta. Lou już powoli zabierał się do zgarniania wszystkich pieniędzy, ale nagle odezwała się Danielle:
-Kochany, nie tak prędko.- uśmiechnęła się cwaniacko, a następnie pokazała wszystkim swój układ, a był to duży poker. Każdy zaczął się śmiać, oprócz Tomlinsona.
-Ludzie! Zlitujcie się!- żachnął się.- Ja mam wydatki!
-Trzeba było nie dawać wszystkiego.- wzruszył ramionami Harry.- A teraz masz babo placek.
Grali do godziny 22.00 Wszystkich z kasy obskubała Danielle. Później Liam wpadł na pomysł ze zrobieniem karaoke. On, Niall i Louis poszli do domu, a wrócili ze sprzętem: pierwsi dwaj z gitarami, a ostatni ze składanymi klawiszami. Cała zabawa polegała na tym, że jedna osoba kręciła butelką, a ten, na kogo wskazała miał wylosować jakąś piosenkę, którą musiał zaśpiewać. Butelka została wprawiona w tuch. Wypadło na Mary. Harry podał jej koszyczek z karteczkami. Dziewczyna zamknęła oczy, wyciągnęła jedną i odczytała na głos:
-One Direction: "More Than This".
-Uuu!- wszyscy zaczęli gwizdać.
-Tylko błagam, nie przestraszcie się.- ostrzegła.
Niall chwycił gitarę i wydobyły się z niej pierwsze dźwięki. Po chwili dołączyli do niego Liam i Louis ze swoimi instrumentami.
-" I'm broken, do you her me?
I'm blinded, 'cuz you are everything I see"
Z ust Mary wypłynęły pierwsze wersy piosenki. Wszyscy byli pod wrażeniem. Jej głos był lekki i bardzo słodki. Harry wsłuchiwał się w każde słowo. Kiedy dziewczyna doszła do refrenu, przyłączył się do niej, a po chwili cała reszta śpiewała z nimi.
Szczęśliwym albo nieszczęśliwym trafem kolej wypadła na każdego, m.in Megan trafiła na piosenkę Rihanny: "Only Girl", Niall na "She Makes Me Wanna" JLS, a Martha na kawałek Seleny Gomez "Hit the Lights". Na koniec chłopcy z zespołu wykonali "Wonderwall". Przy początku drugiej zwrotki Mary nagle wstała z ławki i ruszyła z głąb ogrodu. Harry to zauważył i podążył za nią. Dziewczyna oparła się głową o sosnę i spoglądała w niebo, oświetlone gwiazdami. Nagle poczuła, że ktoś obejmuje ją w talii i cmoka w czubek głowy.
-Piękny wieczór, prawda?- usłyszała głos Loczka. Odwróciła się do niego przodem i oczy zaszkliły jej się od łez. Chłopak pogłaskał jej policzek.
-Dlaczego płaczesz?- zapytał.
Nie odpowiedziała. Wtuliła się tylko w niego mocno, a słone krople kapały na jego T-Shirt.
-Bardzo cię kocham i będę za tobą cholernie tęsknić.- wyjaśniła.
-Wiesz, to tak samo, jak ja.- uśmiechnął się pocieszająco Harry, głaszcząc ją po włosach. Uniósł podbródek Black do góry i spojrzał głęboko w jej oczy.
-Mary, to tylko dwa miesiące, wytrzymamy.- zapewnił.- Przecież jest telefon, jest skype, będziemy się codziennie kontaktować.
-Dla mnie dwa miesiące to bardzo, bardzo długo.
-Damy radę, to szybko zleci. Chciałem cię zabrać, ale Paul mi zabronił. Louis'owi i Zayn'owi też. Jedzie tylko Danielle, bo ona będzie tańczyć na koncertach. Też będę za tobą okropnie tęsknił.- powiedział i pocałował ją w czoło.- To co, wracamy?
-Przepraszam, ale ja pójdę do domu. Jestem zmęczona.
-To ja idę z tobą.- postanowił Harry, wziął dziewczynę za rękę i ruszyli w stronę mieszkania.
Kiedy znaleźli się już w swoim pokoju, chłopak skierował się do komody, otworzył jedną z szuflad i wyciągnął z niej małe pudełeczko.
-Mam coś dla ciebie.- powiedział i uniósł wieko. W środku znajdowała się piękna, perłowa bransoletka.
-Boże, jaka śliczna!- wykrzyknęła zachwycona Mary. Styles założył jej błyskotkę na rękę.
-Miałem dać ją Emily, ale ode mnie uciekła. Teraz wiem, że to było przeznaczenie, żeby ode mnie uciekła i żebym ciebie poznał. Chcę, abyś teraz ty nosiła tą bransoletkę i żeby ci ona o mnie przypominała, kiedy będę z chłopakami w trasie.
-Ale to jest takie drogie. Ja nie mogę tego przyjąć.
-Musisz to przyjąć.
-Dziękuję.- uśmiechnęła się i chciała dać mu buziaka w policzek, ale on odwrócił głowę tak, że trafiła prosto w usta. Harry wplótł rękę w jej włosy, potem zaczął całować ją po szyi.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham.- wyznał. Dziewczyna zatopiła się w jego zielonych tęczówkach.
-Ja ciebie też bardzo, bardzo kocham.- powiedziała i przytuliła się do niego. Harry pocałował ją w czoło, a po chwili oboje zasnęli.
_____________________________________

No cześć! Obiecany 51 rozdział dodany : ) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Według mnie jest średni; ani dobry, ani zły. Kiedy następny? Może we wtorek? Mam ferie, więc mam czas xD
Małe sprostowanie: W opowiadaniu był fragment o Little Mix. Być może odbierzecie to jako negatywne zwrócenie się do nich. Nie miało to wcale tego na celu. Naprawdę bardzo lubię dziewczyny i absolutnie nic do nich nie mam.
Pozdrawiam wszystkich, którzy mają teraz ferie!