Obserwatorzy

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 58 "Chyba najwyższy czas, żeby ktoś zabawił się w twojego ojca."

Nadszedł dzień, w którym chłopcy z zespołu po długiej "tułaczce" po Ameryce, wracali do domu. Zarówno oni, jak ich dziewczyny nie mogli się doczekać tego momentu. Każdy z nich chciał wpaść w stęsknione ramiona swojej ukochanej, zobaczyć w końcu jej radosny uśmiech, piękne oczy i twarz. Przecież nie widzieli się już szmat czasu. Harry, Louis i Zayn nie mogli usiedzieć na swoich miejscach w samolocie; dwaj pierwsi ciągle chodzili po pokładzie albo pytali pilota, kiedy nareszcie wylądują, zaś Malik zaszył się w ubikacji i palił papierosy, jednego po drugim. Tylko Niall i Liam zachowywali się w miarę normalnie. Ten ostatni położył się na swoim fotelu, kładąc głowę na kolanach Danielle i oboje słuchali muzyki z IPoda chłopaka, wykonując do rytmu niestworzone ruchy taneczne. Blondyn zaś swoim zwyczajem obżerał się cukierkami, które kupił kilka dni temu w jednym z brazylijskich sklepów. W przeciwieństwie do Harry'ego i reszty przyjaciół, wcale nie spieszył się do wysiadania. Tu było mu całkiem dobrze i wygodnie; ważne, że miał przy sobie coś do jedzenia i widoki za oknem, dzisiaj niekoniecznie ciekawe, gdyż na zewnątrz panowała dosyć gęsta mgła, więc niewiele było widać. Ale przecież nie leciał samolotem po raz pierwszy w życiu, więc widział już wielokrotnie piękne krajobrazy. Z góry wszystko prezentowało się inaczej niż tam, na dole. Ludzie wyglądali jak mrówki, budynki jak klocki Lego, samochody niczym resoraki. Ogólnie wszystko było inne.
-Panie Jenkins, kiedy w końcu wylądujemy?- do uszu Nialla dobiegł głos zniecierpliwionego Harry'ego, wydobywający się z kabiny pilota. Chłopak już chyba po raz tysięczny pytał o to samo. Znudzony kierowca samolotu odpowiedział:
-Już ci tłumaczyłem, że na zewnątrz jest bardzo mglisto. Musimy uważać. Nasz lot się trochę opóźni.
Loczek pomruczał coś tylko pod nosem i wrócił na swoje miejsce, gdzie siedział już Zayn, spoglądający za okno. Harry przycupnął na fotelu.
-No i czego się dowiedziałeś?- zapytał Malik. Styles pomachał dłonią w powietrzu.
-Zainwestuj w Tik Taki, bo ci jedzie.- zacytował, krzywiąc się, co Mulat skwitował wybuchem śmiechu.
-Niby dlaczego?- zdziwił się.
-Stary, ograniczaj się trochę z tymi fajkami albo rzuć to w cholerę.- rzekł, zakładając ręce za głowę. Zayn spojrzał na niego kątem oka.
-Na twoim miejscu nie przejmowałbym się teraz moim zdrowiem.
-O co ci znowu chodzi?
-Już ty dobrze wiesz, o co albo raczej, o kogo.- powiedział, wywierając szczególny nacisk na dwa ostatnie słowa. Harry przewrócił oczami.
-Boże, znowu będziesz wałkował temat o Emily.- naburmuszył się.- Błagam cię, daj sobie spokój. Nie baw się w mojego ojca.
-Chyba najwyższy czas, żeby ktoś zabawił się w twojego ojca.
-I co, niby ty będziesz go udawał?- zapytał Loczek z przekąsem. Zayn skrzyżował ręce na piersi.
-Dokładnie tak.- powiedział, unosząc w uśmiechu kąciki ust.- Harry, zastanów się, co robisz.
-Już się zastanowiłem.
-Właśnie, że nie!- krzyknął Malik.- Debilu, zrozum, że swoim postępowaniem ranisz Mary. Będziesz miał dziecko z inną dziewczyną i przez to będziesz musiał coraz częściej spotykać się z Emily. To rozwali wasz związek. Powiedz mi, zależy ci na Mary?
-Głupie pytanie, oczywiście, że tak!
-No, więc wybieraj albo ona, albo Emily i dziecko.- rzekł Malik i czekał na odpowiedź przyjaciela.
-Zayn, ty kompletnie zwariowałeś!- wkurzył się Styles.- Kocham Mary najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie mojego życia bez niej. Ale Emily też była kiedyś dla mnie ważna i w dodatku będę miał z nią dziecko. Ona zaraz po porodzie przeprowadza się do Londynu. Nie mogę jej zostawić na lodzie, to nie w porządku.
-Powiedzieć ci, co jest nie w porządku?- zapytał Zayn, patrząc prosto w zielone tęczówki chłopaka.- To, że jesteś nielojalny wobec Mary, i że chcesz zrobić jej takie świństwo. Tyle razy rozmawiałeś z nią przez telefon i na Skype i nigdy nie miałeś odwagi wyjawić jej prawdy.
-Przecież to nie jest rozmowa na komórkę! Co, mam zadzwonić do niej i walnąć prostu z mostu: "Cześć, kochanie! Wiesz, czego się dowiedziałem? Będę miał dziecko z Emily!" ?
Zayn przyłożył sobie rękę do czoła, dając Harry'emu do zrozumienia, że jest głupi. W tej chwili telefon Loczka naprawdę dał o sobie znać. Chłopak spojrzał na wyświetlacz.
-Mary.- powiedział uśmiechnięty i odebrał:
-Cześć kocie, co słychać?
-Gdzie wy jesteście?- zapytała.
-No, jak to gdzie?- zdziwił się.- W samolocie.
-Jeszcze? Jest 11.30, mieliście tu być już pół godziny temu. Co się dzieje?
-Krążymy w kółko.- wyjaśnił.- Jest straszna mgła, trudno lecieć. Dam znać, jak będziemy lądować, nie martw się.
-Jak to, nie martw się?!- krzyknęła zdenerwowana.- Myślałam, że coś się stało.
-Wszystko w porządku.- zapewnił Styles.- Mary, nie panikuj, tylko módl się, żeby nam się paliwo nie skończyło.
-Weź mnie nie strasz.- skarciła go dziewczyna.- Czekamy tu na was z Megan.
-Okey. Na razie, kotku! O, dobrze, że sobie przypomniałem!- Harry szybko się rozłączył, pomimo tego, iż blondynka próbowała dowiedzieć się, co takiego sobie przypomniał.
Loczek tymczasem schował telefon do kieszeni i popędził do pomieszczenia bagażowego, aby zajrzeć do swojej torby z rzeczami.
Mary bardzo zdziwiła się jego zachowaniem. Tak prędko się pożegnał. Zastanawiała się, co on kombinuje, nie zwracając uwagi na Megan, która coś do niej mówiła.
-Ej, ty mnie wcale nie słuchasz!- zdenerwowała się. Dziewczyna szybko się ocknęła.
-Przepraszam.- rzekła i usiadła na krześle obok przyjaciółki.- Co chciałaś?
-Pytam, co powiedział ci Harry. Kiedy w końcu będą lądować?
-Na razie nie wylądują, bo jest bardzo mglisto. Ale zadzwoni, jak tylko się czegoś dowie. Musimy czekać.
-Czekać, czekać.- burknęła Meg.- Czekamy już od godziny.
Mary przewróciła oczami. Austin miewała ostatnio humorki, czyli normalny objaw ciąży. Jednak Black i Martha pragnęły, aby to jak najszybciej się skończyło, gdyż było denerwujące. Megan raz pałała entuzjazmem, a chwilę później miała ochotę rozwalić wszystko, co stało jej na drodze. Na tych rozmyślaniach minęło blondynce 20 minut. W tym czasie jej towarzyszka pięciokrotnie odwiedziła pobliski sklep spożywczy, bo musiała kupić sobie coś do zjedzenia. Właśnie wracała z kolejną porcją ciasteczek z kawałkami czekolady w środku. Usiadła na krzesełku i łapczywie otworzyła opakowanie.
-Chcesz jedno?- zapytała, podsuwając pudełko w stronę Mary.
-Nie, dziękuję.- odpowiedziała. Nagle telefon w jej kieszeni zaczął wibrować. Wyciągnęła go i przeczytała sms-a od Harry'ego:

"Ciesz się, lądujemy!!! :)"
"Nareszcie! Czekamy z Meg przy odprawie :)"- odpisała, a następnie wrzasnęła do siedzącej obok przyjaciółki:
-Megan, oni zaraz tu będą!
Dziewczyna wypuściła z ręki opakowanie ciastek, ale w tej chwili jej to nie obchodziło. Pomimo swojego stanu, zaczęła skakać razem z blondynką z radości. Kiedy już się uspokoiły, naprzeciwko nich, w odległości kilkudziesięciu metrów pojawili się ONI. Szli, prowadząc za sobą swoje walizki. Gay Harry i Zayn zobaczyli swoje ukochane, rzucili bagaże i puścili się pędem w ich stronę. Mary również biegła, zaś Meg wolała poczekać na Malika, ponieważ wiedziała, co by ją spotkało, gdyby chłopak zobaczył, że ona ośmiela się biec w takim stanie.
Loczek gonił jak szalony. Chciał jak najszybciej przytulić swoją dziewczynę. Jeszcze kilka metrów, kilka kroków. I już, padli sobie w objęcia. Chłopak zakręcił Black kilka razy w powietrzu. W końcu postawił ją z powrotem na ziemi i spojrzał głęboko w jej błękitne oczy, z których zaczęły spływać łzy. Wytarł je kciukiem, a następnie złożył na ustach Mary długi pocałunek. Ich języki splotły się po dwumiesięcznej rozłące. Długo nie mogli się od siebie oderwać.
-Cholernie za tobą tęskniłem.- wyznał Styles, tuląc blondynkę do piersi.
-Ale ja bardziej.- przekomarzała się.
-Właśnie, że nie, bo ja!
Następnie Mary przywitała się z resztą towarzystwa. Nareszcie można było poczuć tą wspaniałą atmosferę, której każdemu brakowało przez te minione kilkadziesiąt dni.
-A gdzie jest Martha?- zapytał Louis, rozglądając się na wszystkie strony.
-W domu.- wyjaśniła Megan.- Przygotowuje obiad.
-Właśnie!- krzyknął Niall.- Jedźmy już, strasznie zgłodniałem.
-Stary, zjadłeś w samolocie całą paczkę cukierków, jeszcze ci mało?- westchnął Harry i zmierzwił przyjacielowi włosy.
-Ej, przestań!- wkurzył się i poprawił swoją fryzurę, która znów została popsuta przez Stylesa. Obaj zaczęli się ścigać, niczym małe dzieci, co reszta obecnych skwitowała głośnym wybuchem śmiechu. Nagle pojawił się Paul. Zmierzył wszystkich badawczym i lekko zirytowanym wzrokiem.
-Chłopcy, uspokójcie się!- krzyknął, przybierając wyniosły ton głosu.- Posprzątajcie natychmiast ten bałagan, rozrzuciliście swoje walizki po całym korytarzu!
Po tych słowach odszedł kilka kroków w bok, bo ktoś do niego zadzwonił.
-"Posprzątajcie natychmiast ten bałagan"- przedrzeźniał go Zayn, machając teatralnie rękami.
-Nie chcę nic mówić, ale on robi się strasznie wkurzający i nieznośny.- powiedziała szeptem Danielle. Malik się oburzył.
-Ja?! Ja wkurzający i nieznośny?! Nie no, trzymajcie mnie, bo nie ręczę za siebie!
-Nie ty, tylko Paul.- sprostowała.
-Aaa, chyba, że tak.- uśmiechnął się zadowolony.- Z tym to się zgadzam. Czasem miałem ochotę zdrowo mu przypierdolić. Meg, nie patrz tak na mnie, przecież nic mu nie zrobiłem!
-Kochanie, znam cię dość dobrze, więc wiem, że byłbyś do tego zdolny.- powiedziała.
W tym momencie Paul powrócił. Swoim zwyczajem spojrzał na wszystkich jak na idiotów, a następnie przemówił:
-Chłopcy, mam dobrą wiadomość. Dzwonił do mnie reżyser waszego teledysku do nowego singla. Jutro jedziemy do studia załatwić wszystkie formalności, a za jakiś tydzień rozpoczynamy nagrywanie.
-O rany, ani chwili dla siebie.- mruknął pod nosem Liam.
-Przepraszam, mówiłeś coś?- menadżer nadstawił ciekawie uszu.
-Tak.- wtrącił się Louis.- Nie uważasz, że to wszystko trochę za szybko się dzieje? Dopiero wróciliśmy z trasy, a już za chwilę kręcimy teledysk. Przystopujmy!
-Stary, nie radzę...- wyszeptał Harry, przykładając palce do uszu.
-Louis, przerażasz mnie!- krzyknął wkurzony Paul.- W zeszłym roku byłeś najbardziej gorliwy ze wszystkich, a teraz ci się nagle odmieniło!
-A żebyś wiedział!- Tomlinson również podniósł głos, nie zważając na to, że pyskuje do starszego od siebie człowieka.- Akurat teraz w moim życiu jest ktoś, kto jest dla mnie ważniejszy ponad wszystko.
-Hahaha!- mężczyzna wybuchnął rubasznym śmiechem.- Kto? Ta ruda przybłęda?!
-Jak śmiesz tak o niej mówić?!- zdenerwował się Louis. On  Paul stali niebezpiecznie blisko siebie. Tomlinson syczał z gniewu i ręka go swędziała, przypominając mu o tym, że powinien stanąć w obronie Marthy i zdrowo przyłożyć menadżerowi. Już miał to zrobić, ale Harry pociągnął go do tyłu.
-Czy wy jesteście chorzy?- zapytał, patrząc na nich gniewnym wzrokiem.- Uspokójcie się, do cholery!
Obaj go posłuchali. Paul założył na nos swoje ciemne okulary i patrzył gdzieś w bok, zaś Louis włożył ręce do kieszeni i gapił się na trampki, które w tej chwili stały się bardzo interesujące.
-Dobra, nie przepraszajcie się.- powiedział po chwili ciszy Niall.
-Ja tam nie zamierzam GO przepraszać.- rzekł Higgins, wypowiadając z pogardą przedostatnie słowo.- Jutro macie być gotowi punktualnie o 11.00. Wszyscy!- krzyknął i skierował się do wyjścia.
Chłopcy i dziewczyny spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.
-Chyba sobie o nas zapomniał.- przemówił Zayn.
-Niby dlaczego?- zapytała Megan.
-Miał nas odwieźć do domu.
-Przecież ja i Mary przyjechałyśmy autem. Jakoś się zmieścimy.
-Chyba żartujesz.- Malik popukał sobie w czoło.- Osiem ludzi i sześć walizek. Jak ten samochód da sobie radę, to mu złożę hołdy.
-Oj, nie gadaj, tylko chodź!- zdenerwowała się Austin i pociągnęła chłopaka za rękę w stronę wyjścia. Reszta również podążyła za nimi.

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 57 "Dziecko nie jest niczemu winne i zasługuje na dwoje rodziców..."

Harry powoli podniósł głowę. Emily ściągnęła kapelusz i okulary i spojrzała na skamieniałą twarz byłego chłopaka. Stali tak przez kilka minut w bezruchu i ciszy.
-Em... Em... Emily...- wyjąkał Loczek i przetarł oczy; nadal nie dowierzał. Pozostali chłopcy skierowali wzrok w ich stronę i przerazili się. Pierwszy podbiegł do nich Zayn.
-Ja pierdolę!- krzyknął.- To ona!
Louis zaś obszedł dziewczynę dookoła i zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem od stóp do głów.
-O mój Boże.- rzekł i zamilkł.
-Cześć.- wyszeptała Em i spuściła głowę w dół.
-Po co tu przyszłaś?!- zirytował się Malik, sycząc z gniewu. Liam położył rękę na jego ramieniu.
-Zayn, uspokój się.- powiedział łagodnie.
-Dlaczego mam się uspokoić?! Pytam ją tylko grzecznie, po co tu przyszła!
-Chciałam porozmawiać z Harrym.- wyjaśniła Emily.
-Aha, czyli znowu chcesz doprowadzić do tego, żeby zrobił sobie przez ciebie coś głupiego?!
-Nie, chcę tylko z nim porozmawiać.
-Wiesz co, daruj sobie!- zdenerwował się Mulat.- Myślisz, że po tym wszystkim w to uwierzę? Słuchaj, jeśli znowu bawisz się w jakieś gierki, to ci dobrze radzę: wyjdź stąd czym prędzej!
-Zayn, przestań.- powiedział Harry.
-Zamknij się!- krzyknął Malik.- Stary, robię to dla twojego dobra! Nie chcę, żebyś znowu wylądował przez nią w szpitalu, a może na tamtym świecie.
-Ja nic takiego...- Emily chciała się usprawiedliwić, ale brunet przerwał jej:
-A ty, co tu jeszcze robisz? Mam ci pomóc wyjść, czy zrobisz to sama?
Nagle do sali wpadła zdenerwowana Bridget. Stanęła pomiędzy Em a Zaynem i przemówiła do niego:
-Jak ty ją traktujesz?!- krzyknęła.- Nie widzisz, w jakim jest stanie?!
Wszyscy spojrzeli na Emily i dopiero teraz zauważyli jej brzuch. Żadnemu z chłopaków nie przyszło do głowy, że dziecko, które dziewczyna nosiła pod sercem mogłoby być dzieckiem Stylesa. On sam nawet się tego nie domyślał. Zapadła głucha cisza. Każdy ze zdziwieniem i przerażeniem wpatrywał się w wyglądającą jak piłka część ciała brunetki. W końcu odezwał się Zayn:
-Szybko się pocieszyłaś po Harrym, nie ma co!- krzyknął, krzyżując ręce na piersi.
-Zamknij się!- rozkazała Bridget, patrząc prosto w jego brązowe tęczówki.- Nie mów tak do mojej siostry!
Druga zaskakująca wiadomość! Nikt nie wiedział, że Emily ma rodzeństwo. Ba, nikt nic pewnego o niej nie wiedział. Dziewczyna nie zdradzała o sobie żadnych szczegółowych informacji, dlatego uważano ją za skryty i tajemniczy, czarny charakter.
-Nie zabronisz mi! Będę o niej gadał to, co tylko mi ślina na język przyniesie. Ona zasługuje na obelgi!
Bri miała już przygotowaną przemowę, ale Emily pociągnęła ją za rękę.
-Chodź, Bridget. To nie ma sensu.
-Ale przecież...
-Nie, to już nie ważne.- rzekła siostra i spuściła głowę, aby nikt z obecnych nie widział jej smutnych oczu. Żałowała, że się tu pojawiła.
Młodsza panna Gilbert czuła wściekłość i rozczarowanie. Tak, była rozczarowana. Nie spodziewała się, że ci chłopcy tak nienawidzą Em. Rozczarowała się reakcją Zayna i jego jakże okropnym zachowaniem. Zawiodła się na Harrym; co z niego za mięczak! Gapił się tylko, ale nie zrobił nic, żeby wesprzeć swoją byłą dziewczynę. To prawda, skrzywdziła go, lecz on na pewno o tym już dawno zapomniał, bo przecież czas leczy raby. Emily już kierowała się do wyjścia. Nagle usłyszała za sobą znajomy głos.
-Czekaj.- powiedział Loczek. Odwróciła się. Chłopak podszedł do niej.
-Nie idź. Chciałaś pogadać.- skinął ręką na znak, żeby poszła za nim.
Zaprowadził ją do pomieszczenia, które przypominało garderobę. Przysunął jej krzesło, aby na nim spoczęła. Sam oparł się o ścianę. Nie mógł usiedzieć na jednym miejscu, gdyż był bardzo zaskoczony wizytą swojej byłej dziewczyny. W ogóle nie spodziewał się, że kiedykolwiek jeszcze ją spotka.
-Nie no, nie wierzę.- powiedziała Emily.
-W co?- zdziwił się.
-Zrobiłam ci tyle przykrości, a ty zamiast mnie opieprzyć, to jesteś uprzejmy.
-Ja nie krzyczę na dziewczyny.- rzekł.- O czym chciałaś porozmawiać?
-Hmm... Nie wiem, od czego zacząć.
-Najlepiej od początku.
-Chyba najpierw powinnam cię przeprosić za to piekło, które musiałeś przeze mnie przejść.
-Nie wracajmy do tego.- przerwał jej Styles.- Lepiej powiedz, o co ci chodzi.
-No dobrze.- westchnęła i przygryzła nerwowo dolną wargę.- Harry, nie będę owijać w bawełnę, jestem z tobą w ciąży.
Chłopak tak wybałuszył oczy, że o mało nie wyszły mu na wierzch. Czuł, że to za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. Musiał przysunąć sobie krzesło, bo zaraz z pewnością przewróciłby się. Opadł na nie wyczerpany i zdezorientowany. Czyżby się przesłyszał? Nie, to, co doszło do jego uszu było prawdą.
-Nie żartujesz?- wyjąkał po chwili, kiedy już nieco się uspokoił.
-Przysięgam, że nie.- odpowiedziała. Harry powoli przybliżył rękę do jej brzucha i delikatnie go dotknął. Dziecko poruszyło się.
-Ej, nie kop!- zażartował, a Emily skwitowała to prychnięciem.
-Chłopczyk czy dziewczynka?- zaciekawił się.
-Chłopczyk.
-Który to miesiąc?
-Szósty.- wyjaśniła.
-Zaraz, zaraz...- Harry zaczął się głęboko nad czymś zastanawiać.- Czyli ty byłaś już w ciąży, kiedy wyjechałaś do Chicago? Ach, teraz wszystko rozumiem! Uciekłaś, bo bałaś się mi o tym powiedzieć.
-Niezupełnie.- zaprzeczyła.- Ja, ja... nie miałam pojęcia. Wyjechałam z całkiem innego powodu, a o dziecku dowiedziałam się, jak już byłam w Chicago.
-No to dlaczego wyjechałaś?- zapytał, wstając z krzesła.- Dlaczego mnie zostawiłaś? Co zrobiłem nie tak?
-To nie jest teraz istotne.- ucięła.
-Właśnie, że jest.- upierał się Loczek.- Chcę dowiedzieć się prawdy.
-Wkurzałeś mnie.- wyznała, patrząc w jego zielone oczy.- Cały czas mówiłeś tylko o swojej pracy, śpiewałeś te wasze durne piosenki. A mnie odstawiłeś na boczny tor. Byłam sama, nie miałam nawet przyjaciółki, z którą mogłabym o wszystkim porozmawiać. Moje uczucie do ciebie wygasło i...
-Czyli miałem rację!- przerwał jej.- To wszystko moja wina!
-Nie.- zaprzeczyła.- To głównie przeze mnie. To prawda, nie poświęcałeś mi zbyt wiele czasu, ale ja zawiniłam tutaj najbardziej. Zdradziłam cię, Harry...
Chłopak ponownie wybałuszył oczy. Boże, to jakiś koszmar. Najpierw dowiedział się, że zostanie ojcem, a teraz kolejna wiadomość: Emily przespała się z innym facetem! Życie Loczka przez te kilkanaście minut przewróciło się o 180 stopni. Zaraz po koncercie miał wrócić do hotelu, bo umówił się z Mary na Skype. Chciał znowu zobaczyć jej piękne, niebieskie oczy, ujrzeć jej twarz, rozkoszować się jej promiennym uśmiechem i słodkim głosem. Biedna i pełna tęsknoty czeka tam na niego, a on siedzi tu i rozmawia jakby nigdy nic ze swoją byłą!
- "Rany, co ja najlepszego wyprawiam?!"- zrugał siebie samego w myślach. W garderobie już od kilku minut panowała niezręczna cisza.
-To... to czyje w końcu jest to dziecko?- odezwał się.
-Twoje.- odpowiedziała stanowczo.- Sama na początku nie wiedziałam, ale potem sobie uświadomiłam, że ja już byłam w ciąży, kiedy zdradziłam cię z Davidem.
-Z tym Davidem Hendersonem, który pracował z tobą w firmie twojej cioci?
Emily przytaknęła ruchem głowy.
-Robiłam z nim projekt w jego mieszkaniu. Upił mnie i jakoś tak samo wyszło. Ja byłam pijana. Wiem, że to marne wytłumaczenie i niczego nie wyjaśnia, ale on mnie wykorzystał. Chciał się tylko ze mną przespać.
-Dobra, nie wracajmy do tego. Lepiej zastanówmy się, co będzie dalej.
-Harry, powiedz mi szczerze: ty nie chcesz tego dziecka, prawda?
-Wiesz, Paul mnie zabije, jak się o tym dowie, ale pieprzę to. Trudno, stało się i już tego nie zmienimy. Dziecko nie jest niczemu winne i zasługuje na dwoje rodziców. Szkoda tylko, że mieszkamy od siebie tak daleko.
-Moi rodzice wyrzucili mnie z domu. To znaczy, niezupełnie wyrzucili. Kazali mi się zaraz po porodzie wyprowadzić do ciotki Janet, do Anglii. Będziesz mógł widywać małego.- powiedziała i spojrzała na zegarek.- O mój Boże, już wpół do dwunastej! Muszę wracać do domu. Dzięki, że mnie zrozumiałeś, chociaż powinieneś się wściekać, tak jak Zayn, po tym wszystkim, co ci zrobiłam.
-Było minęło.- Styles machnął ręką.- Chodź, odprowadzę cię do wyjścia.
Oboje wyszli z garderoby i skierowali się korytarzem do wyjścia głównego.
____________________________________

No cześć! Macie rozdział, w którym wszystko się wyjaśniło. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Być może jesteście rozczarowani reakcją Harry'ego na tą ciążę. Być może powinnam całkiem inaczej to wszystko zrobić. Powiem szczerze, że żal mi się zrobiło Emily i dlatego potraktowałam ją łagodniej. Jest to jak na razie ostatni rozdział o Emily, teraz skupię się na innych rzeczach. Ale nie martwcie się, ta "przesympatyczna" dziewczyna jeszcze się tutaj pojawi ;) Czekajta cierpliwie xD
Jejku, u Was też TYLE śniegu?! Matko, a ja już się na wiosnę przygotowałam, a tu BUM! Nie dość, że autobus przyjechał i plany na nie pójście do szkoły legły w gruzach, to jeszcze jak wracałam do domu, miałam śnieg po kolana xD Szkoda, że mnie wtedy nie widziałyście! Babcia stała w oknie i się ze mnie śmiała. Nie powiem, ja też się śmiałam, bo to było śmieszne!
Teraz tylko czekać, aż to wszystko stopnieje. Będziemy wszyscy na łódkach do szkoły pływać xD
Życzę Wam miłej reszty weekendu! Następny rozdział za tydzień, w niedzielę ;)

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 56 "Jak masz na imię?"

Dochodziło wpół do ósmej. Dziewczyny jechały na koncert czarnym mini cooperem Bridget. Żeby nikt ich nie rozpoznał, włożyły na głowy ogromne kapelusze, które przypominały trochę te meksykańskie ; na nosach miały ciemne okulary, a na szyjach różnokolorowe apaszki. Poza tym Emily założyła tunikę w kwiatki, czarne legginsy i balerinki tego samego koloru, zaś jej młodsza siostra czerwono-czarną koszulę w kratkę, dżinsowe szorty i conversy.
-Jesteś pewna, że nikt nas nie rozpozna?- zamartwiała się Em.
-Na 100%.- odpowiedziała Bridget i dodała gazu. Wskazówka na liczniku dochodziła już do 100.
-Ej, zwolnij trochę!- krzyknęła Emily.- Dopiero niedawno zdałaś na prawko, chcesz, żeby ci już zabrali? Co ci się tak spieszy?
-Jeszcze się pyta! Musimy zająć dobre miejscówki! Nie zamierzam stać w środkowym rzędzie. Ja idę pod scenę!
-Chyba oszalałaś!
-Niby dlaczego?
-Albo będziemy trzymać się z tyłu, albo pójdziesz sobie sama na ten pieprzony koncert.- oświadczyła stanowczo Emily, krzyżując ręce na piersi.
-O nie, nie zrobisz mi tego, siostrzyczko!- tym razem Bridget się zdenerwowała.- Stałam po te bilety przez całą noc, wydałam na nie wszystkie moje oszczędności, walczyłam o nie na śmierć i życie, a teraz, kiedy jesteśmy już prawie na miejscu, ty mówisz, że nie pójdziesz?! A zresztą, mów sobie, co chcesz. Zaciągnę cię tam choćby siłą.
-No nie wiem.- rzekła z powątpiewaniem.- Raczej nie dasz sobie rady. Ważę prawie tyle, co mały słoń.
-Spokojnie. Doceń moje możliwości.
W końcu dotarły na miejsce. Pod amfiteatrem stało już mnóstwo ludzi, głównie dziewczyny. Bridget zaparkowała auto, szybko z niego wysiadła, złapała siostrę za rękę i pędziła w kierunku sceny. Emily trochę trudno było się poruszyć, a co dopiero biegać, ale niestety jej młodszej siostry nie dało się powstrzymać. Obie zaczęły się przepychać, lecz napotkały opór ze strony innych ludzi, którym najwidoczniej nie spodobało się ich zachowanie. Ścisnęli się przez to jeszcze bardziej.
-Rozstąpcie się!- Bridget wrzasnęła do nich jak do bydła.- Nie widzicie, że jest tu ze mną ciężarna kobieta?!
Nikt jej nie słuchał, ale jakimś cudem udało im się dotrzeć pod scenę. Bri przez te przepychanki przygniotło kapelusz i nic nie widziała na oczy. Poprawiła go i rozejrzała się dookoła. Obok niej stała znajoma dziewczyna w blond włosach z różowymi końcówkami.
-Patrz, Emi!- szturchnęła swoją towarzyszkę.- Przecież to Ashley. Co ona tu robi?
-Przyszła?- burknęła czarnowłosa.
-Znalazła się wielka fanka.- zakpiła, a następnie odwróciła się do koleżanki i przywitała ją:
-Cześć, Ashley!
Ta zaś zmierzyła ją zdziwionym wzrokiem od stóp do głów i odparła:
-Spadaj, dziwadło. My się znamy?
Bridget ledwo powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. Zachowanie Ash było idealnym dowodem na to, że nikt ich tutaj nie rozpoznaje! Znowu przyłożyła łokciem siostrze.
-Do diabła, co ty robisz?- syknęła Emily i zaczęła rozcierać bolące miejsce.
-Ona mnie nie poznała.- rzekła, wskazując na Ashley.
-Wcale się nie dziwię. Ten kapelusz zakrywa ci pół twarzy.
W końcu wybiła ósma. Każdy, może z wyjątkiem Em, spoglądał na zegarek i zaczynał się niecierpliwić, gdyż chłopcy się jeszcze nie pojawili. Nagle rozległy się ich głosy w piosence "Save You Tonight" i po chwili wyjechali spod sceny w pięciu windach. Emily zatrzymała wzrok na Harrym. Co dziwne, on również patrzył w jej stronę. Dziewczyna spanikowała; poprawiła kapelusz i okulary.
Następnie wykonali "What Makes You Beautiful". Bridget podczas refrenu udzielała się najbardziej ze wszystkich obecnych; skakała i wydzierała się na całe gardło.
-No co?- zapytała, kiedy zauważyła, że siostra przygląda jej się ze zdziwieniem.
-Nic.- odparła, unosząc w uśmiechu kąciki ust.- Chciałam ci tylko uświadomić, że zachowujesz się jak psychicznie chora.
-Przepraszam, nic nie słyszę!- wrzasnęła i zamachała rękami koło uszu, a potem rozpoczęła od nowa swoje szaleństwo.
Koncert trwał blisko trzy godziny. One Direction wykonali wszystkie swoje piosenki. Na koniec ukłonili się, trzymając się za ręce.
-Bardzo nam miło, że tak dużo was tu przyszło.- powiedział Liam.- Bardzo wam jesteśmy wdzięczni. To nasz ostatni koncert w Stanach Zjednoczonych. W przyszłym tygodniu wyjeżdżamy do Kanady.
-Dlatego chcielibyśmy wam podziękować.- odezwał się Harry.- Na każdy występ przychodziło mnóstwo ludzi. Głównie były to dziewczyny, ale widzę tutaj też kilku chłopaków, więc jeszcze raz dzięki.
-Zaraz po trasie czeka nas bardzo pracowity czas.- rzekł Zayn.- Nagrywamy teledysk do nowego singla, a już w listopadzie ukaże się nasza druga płyta.
-Mamy nadzieję, że przyjmiecie ją tak ciepło, jak poprzednią.- przemówił Niall.
-Na nowym albumie będzie dużo piosenek i myślimy, że się wam spodobają.- powiedział Louis.- Jeszcze raz bardzo za wszystko dziękujemy. Osoby, które mają bilety specjalne, zapraszamy za kulisy.
-Do rychłego zobaczenia!- krzyknęli chórem, machając i puszczając całusy w stronę publiczności. Następnie zeszli ze sceny wśród wrzasków, pisków i oklasków.
Niektóre dziewczyny zaczęły się przepychać do przejścia, przy okazji potrącając Bridget, która z hukiem upadła na asfalt.
-Kurwa mać, niech to jasny szlag trafi, cholera!- klęła, wstając i pocierając swój zakrwawiony, obolały nos.
-O mój Boże!- krzyknęła wystraszona Emily.- Z tym trzeba iść do lekarza.
-Nigdzie nie idę!- zaprzeczyła szybko i wstała.- Daj mi chusteczkę!- rozkazała. Em drżącymi rękami wyciągnęła ją z torebki i podała siostrze. Ta zaś przyłożyła ją sobie do miejsca urazu. Wytarła kilka razy, a następnie wyrzuciła ją za siebie i pociągnęła brunetkę za rękę.
-Ej, co ty wyprawiasz?- zapytała Emi.
-Jak to co? Idziemy za kulisy! Ja po autografy, a ty pogadać z Harrym.
-Czekaj, zaraz!- dziewczyna złapała się za głowę i zaczęła panikować.- Przecież ja nie jestem przygotowana, nie mam pojęcia, co mu powiem, jak mu spojrzę w oczy?
-Nie ściągaj okularów, będzie ci łatwiej.- prychnęła.
-Jesteś stuknięta! I ja też, skoro się na to godzę!- Emily zacisnęła zęby i zrezygnowana podążyła za siostrą.
W środku była już kolejka. Chłopaki z One Direction siedzieli przy pięciu stolikach i podpisywali autografy. Bridget dreptała w miejscu, jakby chciało jej się do toalety. A tak naprawdę nie mogła się doczekać momentu, kiedy nadejdzie jej kolej. No i nareszcie przyszła. Najpierw podpisał się jej Louis, potem Niall, Liam, Zayn, a na końcu Harry. Dziewczyna cały czas ciągnęła za sobą Emily, która trzymała się z tyłu, żeby żaden z chłopaków jej nie rozpoznał. Bridget, ściskając w ręku kartkę z autografami, poklepała siostrę po ramieniu i usunęła się w bok. Em przełknęła ślinę i już miała zamiar przemówić, ale jako pierwszy odezwał się Styles:
-Jak masz na imię?- zapytał, nie podnosząc głowy sponad blatu stołu. Był już przygotowany do pisania.
-Emily... Emily Gilbert...
____________________________

Hahaha xD To się nazywa utrzymanie czytelnika w napięciu xD Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, ja oceniam go jako przeciętny. Następny za tydzień, w niedzielę :) Dzięki za wszystkie komentarze i wejścia ;) Na razie! ;*


niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 55 "Nigdy nie wierzyłam w to, że kobietom w ciąży zmniejsza się mózg, ale dzisiaj się do tego przekonałam."

Był początek lipca. Słońce zaczęło mocno przygrzewać. W Chicago zapowiadała się masa gorących dni i Emily postanowiła z nich skorzystać. Co prawda, rodzice zabronili jej wychodzić z domu, ale obecnie znajdowali się on w Hiszpanii na dwutygodniowym urlopie ze znajomymi, więc nic nie stało na przeszkodzie. Położyła się na wcześniej rozłożonym w ogrodzie z tyłu domu leżaku wraz z kilkoma kartkami papieru i ołówkiem. Miała zamiar naszkicować projekty nowych ubrań. W rysowaniu trochę przeszkadzał Em jej brzuch, który osiągał już rozmiary piłki do koszykówki, ale już niestety nie dawało się go ukryć.
Tymczasem Bridget pędziła swoim mini cooperem ulicami miasta. Była tak podniecona, że ledwo mogła usiedzieć w fotelu. Nie zważała na to, że już kilka razy przekroczyła dozwoloną prędkość i nie zwracała uwagi na znaki. Musiała jak najszybciej dotrzeć do domu. W końcu dojechała na miejsce. Nie zamknęła nawet drzwi od auta, chociaż dobrze wiedziała, że ojciec by ją za to zabił. Na dziedzińcu spotkała Jonathana, miłego faceta, którego jej rodzice zatrudnili, aby sprawował opiekę nad nią i Emily podczas ich nieobecności.
-Cześć, Jo!- krzyknęła na powitanie i przybiła mu piątkę. Był od niej starszy jakieś 10 lat, ale dziewczyna uważała go za rówieśnika i często powtarzała, że oprócz niej jest jedynym człowiekiem w tym domu, który ma równo pod sufitem.
-Bridget, gdzie ty się podziewałaś przez całą noc?- zapytał, przybierając surowy ton głosu.- Wszyscy się o ciebie martwiliśmy.
-Niepotrzebnie. Miałam do załatwienia bardzo ważną sprawę. Mógłbyś mi powiedzieć, gdzie jest Emily?
-W ogrodzie.- odparł.
-Dzięki!- wrzasnęła i już miała tam popędzić, ale zatrzymała się i zrobiła niepewną minę.- Ekhm... Jonathan, chyba nie powiesz rodzicom o tym, że szlajam się w nocy po mieście, co?
-A szlajasz się?- zapytał, uśmiechając się przebiegle. Bridget szybko zaprzeczyła:
-Oczywiście, że nie! Ale proszę, nie kabluj matce i ojcu, bo mnie ukatrupią jak wrócą. Jestem tylko niewinną, szesnastoletnią dziewczynką. Chyba nie chciałbyś, żebym umarła w tak młodym wieku? A jeśli im to powiesz, to mogę zacząć kopać sobie grób.
-No dobrze.- rzekł zrezygnowany.- Ale musisz mi obiecać, że to już się nie powtórzy.
-Oczywiście.- obiecała i ile sił w nogach pognała do ogrodu.
-Emily!- wrzasnęła radośnie, a z tego szczęścia aż przeskoczyła leżak, na którym wylegiwała się jej siostra.
-Jasna cholera!- przestraszyła się Em.- Bridget, co ty wyprawiasz?!
-Cieszę się jak idiotka!- krzyknęła i zaczęła skakać w kółko i wrzeszczeć na całe gardło jakieś niezrozumiałe słowa.- Jaram się jak Fredka Jeremiaszem!
-Ty lepiej zostaw w spokoju Fineasza i Ferba i powiedz mi, co ci się stało? Wygrałaś milion na loterii?
-Z tego bym się nie cieszyła. W końcu rodzice mają tyle na co dzień.
-W sumie racja.- przyznała Emily.- Więc z czego się tak cieszysz?
-Siostrzyczko, właśnie dzisiaj wieczorem spełni się moje marzenie!- krzyknęła i znowu zaczęła tańczyć. Uspokoiła się dopiero po 10 minutach.
-Boże, do teraz nie mogę w to uwierzyć!
-Cóż, widzę, że się nie dowiem, o co chodzi, więc powiedz, gdzie się podziewałaś przez całą noc?
-Stałam w kolejce po dwa świstki papieru. Niby takie zwykłe, ale takie niezwykłe!- wyciągnęła ze swojej torebki owe karteczki. Następnie, zapominając o tym, że jej siostra jest w stanie błogosławionym, złapała ją za ręce i wyprodukowała jakiś taniec plemienia murzyńskiego.
-Bridget!- krzyknęła Em.- Puść mnie! Ja nie mogę z tobą pląsać! Zapomniałaś, że jestem w ciąży?
-Teraz nic nie jest dla mnie ważne! Raduj się ze mną!
-Problem w tym, że nie wiem z czego mam się tak radować. Ochłoń trochę i mnie poinformuj, z łaski swojej.
-Przepraszam, trochę mnie poniosło.- Bridget usiadła na trawniku i odsapnęła. Następnie zaczęła wyjaśniać:
-Zdobyłam je! Zdobyłam bilety, te upragnione bilety!
-Czy ty się aby na pewno dobrze czujesz?
-Tak, jestem tego pewna na 100%.- powiedziała i ujęła dłonie siostry, patrząc na nią swoimi rozradowanymi, brązowymi oczami.- Dzięki mnie twoje problemy się rozwiążą, a moje marzenie się spełni. Takie dwa w jednym, rozumiesz?
-Wybacz, ale nie bardzo.
-To może zacznę od początku?- zaproponowała Bri i usadowiła się wygodniej na trawie.- Przeczytałam niedawno w Internecie, że pewien zespół, który obie bardzo dobrze znamy, ma trasę po Ameryce Północnej i Południowej. Będą dawać koncert również u nas, w Chicago i to dzisiaj wieczorem! Jak tylko się o tym dowiedziałam, to bez zastanowienia wsiadłam w samochód i pojechałam tam, gdzie sprzedawano bilety. Dochodziła 11 w nocy, a wszystko zaczynało się o 7 rano. Kolejki i tak były okropnie długaśne. Normalnie myślałam, że nie dostoję, ale się udało.- tu naszła ją fala śmiechu, którego w żaden sposób nie mogła opanować.- Przepraszam, ale na samo wspomnienie chce mi się chichrać. Przepychałyśmy się jak wariatki. W końcu doszło do mnie i rozumiesz?! Trafiły mi się dwa ostatnie, tylko niestety bez wejściówek za kulisy. Błagałam faceta na kolanach przez godzinę, żeby mi wymienił, ale się kretyn upierał, że już nie ma. Dopiero jak mu dałam wszystkie pieniądze, jakie miałam, to się znalazły. Kurde, iPoda szlag jasny trafił, ale przynajmniej mam bilety!
-Jakie bilety? Jaki zespół? O czym ty, do diabła, mówisz?- Emily nadal nie zrozumiała, o co chodziło jej siostrze.
Bridget palnęła się z otwartej ręki w czoło i mruczała coś pod nosem.
-Wiesz co?- zapytała po chwili.- Nigdy nie wierzyłam w to, że kobietom w ciąży zmniejsza się mózg, ale dzisiaj się do tego przekonałam. Mówię o...
-Czekaj, sama zgadnę.- przerwała jej Em i zaczęła główkować:
- "Obie dobrze znamy ten zespół, rozwiążą się moje problemy, a marzenie Bri się spełni... O mój Boże, to nie mogą być oni!"
-One Direction?- wyszeptała i ukryła twarz w dłoniach. Ostatnią rzeczą, o jakiej marzyła, było spotkanie z nimi. Bridget w jednej sekundzie zrzedła mina.
-Ej, co się stało?- zapytała i uklękła przy niej.- Myślałam, że się ucieszysz.
-No to źle myślałaś!- syknęła.- Wiesz, że nie chcę się widzieć z Harrym.
-O nie, Emily!- zdenerwowała się młodsza Gilbert.- Wałkowałyśmy ten temat już setki razy. On musi wiedzieć, że za trzy miesiące zostanie ojcem!
-Jak to będzie wyglądało? Jak ja mu spojrzę w oczy po tym wszystkim, co mu zrobiłam?
-Co się stało, to się nie odstanie. Życie płynie dalej, etcetera, etcetera...- powiedziała Bridget, kręcąc palcem w powietrzu.- Dlatego pójdziesz ze mną na ten koncert i porozmawiasz z Harrym.
-Jak się o tym rodzice dowiedzą, to mnie wyślą do ciotki Janet listem poleconym.- burknęła.
-Nie martw się, nie dowiedzą się.- poklepała ją po ramieniu Bri.- Jonathan nic im nie powie, już moja w tym głowa.
-Tak, o to możemy być spokojne. Dzisiaj już dwa razy mnie pytał, czy zostanę jego żoną. Kretyn przyczepił się, jak rzep do psiego ogona.
-Przestań, Jo to równy gość. Na pewno nie podkabluje.- zapewniła Birdget.- Emi, zgódź się. To taka wspaniała okazja, już się więcej nie przytrafi! Musiałabyś lecieć specjalnie do Londynu, a teraz będziesz miała Harry'ego na miejscu!
-No nie wiem.- dziewczyna wciąż się wahała.- A jak ktoś mnie rozpozna?
-Tak się obie ubierzemy, że nie będzie na to szans.- uśmiechnęła się Bri, a Emily mocno ją przytuliła.
-Kocham cię, głąbie, wiesz?- zapytała, czochrając jej włosy. Młodsza siostra się roześmiała.
-Nie wiem, bo nigdy mi tego nie mówiłaś. A przynajmniej sobie nie przypominam.
-No, to teraz mówię. Chociaż czasem działasz mi na nerwy, to i tak cię kocham. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego mi tak pomagasz?
-Może dlatego, że też cię kocham?- Bridget przechyliła głowę na bok, a po chwili położyła ją na brzuchu Em.- Przepraszam, ciebie też kocham, mój mały siostrzeńcu.
____________________________

PRZEPRASZAM! Wiem, że rozdział miał być tydzień temu, ale wypadło mi coś bardzo ważnego i nie mogłam napisać. Liczę, że mnie zrozumiecie. Przepraszam od razu, że rozdział jest taki dziwny. Wiem, że bilety na koncert kupuje się przez Internet. To, co napisałam tutaj wygląda jak wzięte prosto z komuny xD Opisałam to w ten sposób, ponieważ chciałam, żeby było śmieszniej. Jeśli mi się nie udało, a podejrzewam, że tak, to przepraszam. Ważne, że mają bilety i jadą na koncert, co nie? :)
Następny rozdział postaram się dodać w przyszłym tygodniu.
Dzięki za komentarze i wejścia.
Na razie! ;)