Minęło półtora miesiąca, odkąd Emily wróciła do Chicago. Wymioty jej przeszły, nie czuła się już tak fatalnie jak wcześniej. Jednak sumienie nie dawało jej spokoju; kiedy zobaczyła w gazecie artykuł o próbie samobójczej Harry'ego, to zemdlała, a gdy się ocknęła, to długo płakała i nie mogła się uspokoić:
-Widzisz Bridget, ile szkody wyrządziłam?- powtarzała, gdy siostra starała się w jakikolwiek sposób pocieszać.
Dziewczyna nie żałowała, że wyjechała z Londynu. Prędzej czy później i tak by to zrobiła. Po prostu nie wiedziała, że Harry nadal ją kochał; była pewna, że już dawno się mu znudziła. Jednak okazało się co innego, on chciał się dla niej zabić. Boże, przecież mogła załatwić to inaczej, mogła mu po prostu powiedzieć, że nic już do niego czuje i że wyjeżdża. Może wtedy nie zrobiłby takiego głupstwa...
Była 6 rano. Emily gwałtownie zerwała się z łóżka. Śnił jej się koszmar: umarła, leżała w trumnie, a Harry stał nad nią i się śmiał. Próbowała zasnąć, ale oczy same jej się otwierały. Postanowiła wstać i pójść do kuchni, aby się napić. Tak też zrobiła. Nagle spojrzała na swój brzuch. Krzyknęła z przerażenia. Podeszła do szafy. Otworzyła ją. Na lewych drzwiach wisiało duże lustro. Stanęła bokiem i przejrzała się w nim. Gdy spojrzała na swoje odbicie, łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Usiadła z powrotem na łóżku i schowała twarz w dłoniach. Po chwili zerwała się i pobiegła do pokoju Bridget. Pomimo wczesnej pory zaczęła szarpać ją za ramię:
-Bridget, proszę cię, wstawaj!
Siostra Emily z trudem się obudziła. Popatrzyła dookoła jeszcze zaspanym wzrokiem, przetarła oczy i przeciągnęła się:
-Co się stało?- zapytała.- Dlaczego płaczesz?
-To rośnie!- krzyczała przerażona.- Jestem skończona!
-Nie rozumiem, o co ci chodzi.
-Popatrz tylko na mnie.- lamentowała i stanęła bokiem obok łóżka.- Widzisz?! Już po mnie!
Bri uważnie przyjrzała się brzuchowi siostry. Faktycznie, urósł. Może nie tak bardzo, ale trochę się zaokrąglił i był już lekko widoczny. Emily wpadła w histeryczny płacz. Bridget musiała ją długo uspokajać, żeby rodzice nie usłyszeli hałasów. W końcu dziewczyna doszła do siebie:
-Em, musisz się opanować. Jak będziesz tak płakać, to zaszkodzisz nie tylko sobie, ale i dziecku.
-A ty co zrobiłabyś na moim miejscu? Jestem skończona, nie rozumiesz?! Nie dość, że jestem w ciąży i rodzicie najprawdopodobniej wyrzucą mnie z domu, to jeszcze na dodatek ludzie chcą się przeze mnie zabijać.
-Przesadzasz.- powiedziała brązowooka.- Może cię nie wyrzucą, nie możesz się martwić na zapas.
-To co, będą trzymać wyrodną córkę? Myślisz, że się nade mną zlitują? To byłby chyba koniec świata!
Młodsza panna Gilbert wiedziała, że wciska siostrze kit, w który ona i tak nie wierzyła. Ich rodzice byli przewrażliwieni na punkcie opinii znajomych, czasem nawet za bardzo. Ich mama to znana artystka, malująca obrazy, które znajdowały się w najlepszych muzeach na całym świecie. Tata zaś pracował w sądzie i był bardzo szanowany w społeczeństwie. Ludzie oceniali go jako najlepszego sędzię w całych Stanach Zjednoczonych. Oboje, pomimo młodego wieku, bo mieli niewiele ponad 40 lat, wygłaszali dosyć staroświeckie poglądy. Uważali, że ich córki powinny wyjść za mąż w wieku 25 lat, a zajść w ciąże rok po ślubie. Emily miała zaledwie 18 lat. Zdawała sobie sprawę, że rodzicie znienawidzą ją za to, że urodzi dziecko w tak młodym wieku:
-A może ja powinnam usunąć ciążę?- zasugerowała. Jej siostra się przeraziła:
-Wypluj te słowa, natychmiast! Przecież to dziecko nie jest ci nic winne, ono ma prawo żyć, tak jak każdy inny człowiek.
Em zawstydziła się swoich słów. Bridget miała zupełną rację: nie może odbierać swojemu dziecku prawa do życia.
-Słuchaj, Emi.- odezwała się.- Na razie się nie przejmuj. Brzuch nie jest jeszcze taki duży, łatwo go ukryjemy. Pójdziemy do sklepu i kupimy ci kilka bluzek. Muszą być dłuższe i większe od tych, które teraz nosisz.
Siostra Bri nieco uspokoiła swoje nerwy. Ważne co dzieje się teraz, a tym co będzie kiedyś, trzeba przejmować się później.
___________________________________________________
Czeeeeść! Wiem, jesteście zawiedzione rozdziałem, bo nie dość że w cholerę krótki, to jeszcze całkiem go spartoliłam. A niech to, pozostaje mi tylko Was za to przeprosić i podziękować za komentarze i wejścia, których liczba trochę spadła, ale cieszę się, że jest tych kilka osób, które są ze mną, wspierają mnie w mojej "pracy". Dzięki ; )
Jezu, ciągle przeżywam Little Things. Ubóstwiam Eda Sheran'a, normalnie kocham tego gościa. Gdy pierwszy raz usłyszałam tą piękną piosenkę, to oczywiście łzy się ciurkiem lały i nie mogłam wypowiedzieć słowa. Kurde, Harry tak pięknie śpiewał, zresztą wszyscy się świetnie spisali, ale ON najlepiej ; ) Dopiero po usłyszeniu LT uświadomiłam sobie, jak bardzo kocham tych wariatów. "Wcześniej byłam nikim, teraz jestem kimś. Jestem Directionerką. I jestem z tego dumna"- to moje motto od poniedziałku i trzymam się go ; )
Wczoraj byłam w Łańcucie na zamku. Było świetnie ; ) Piękne zabytki, piękne kwiatki w storczykarni, ale i tak najlepsza droga w autobusie. Słuchałam z Gabrysią z mojego telefonu piosenek 1D i coś czuję, że zrobiłam kolejny krok w celu tego, aby Gabi została Directionerką. Chłopaki są u niej na 3 miejscu w jej liście zespołów, po Coldplay i One Republic. Jest dobrze, nie? Ale najbardziej się cieszę z tego, że zaczęła pisać o 1D opowiadanie! I to dzięki mnie, bo dałam jej swoje do przeczytania. Co prawda powiedziała, że nienawidzi Mary i że ją wepchnie pod tramwaj, ale i tak jestem z siebie dumna ; ) A najlepszy Adrian. "Chodźcie, pokażę wam naszą panią od fizyki!"- darł się na cały autobus i pokazał nam jakąś grubą babę na motorze, a pani pedagog jak się na niego popatrzyła. Ja nie mogę x D Niezapomniane chwile ; )
No to gudbaj biczys! ; ***